30 września 2016

Co Niemca dziwi w Polsce

Po wpisie, "Co Niemca urzeka w Polsce" oraz "Co Niemca wkurza w Polsce" przyszedł czas na wpis, o tym co go u nas dziwi.  Dzisiejszy wpis będzie się głównie opierał na zdjęciach, jako że Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż niezrozumiałe dla niego rzeczy po prostu fotografował, po czym się nas o nie pytał.

1. Co mężczyźni robią tu w publicznych toaletach, że potrzebne jest ich takie wyposażenie?

Toaleta w jednym z warszawskich muzeów



2. Czy nie dopuszczono się tu czasem profanacji?

Fragment dekoraccji przed jednym z ołtarzy. (niestety nie pamiętam miasta)



3. Kto mógłby chcieć tu cokolwiek ukraść?

Wystawa w jednym z lokali sklepowych w Piotrkowie Trybunalskim (sierpień 2015)


4. Jakim cudem ten sklep z taką wystawą się utrzymuje?



5. Czy naprawdę nie widzimy, jak to brzmi dla obcokrajowca?!

Ogłoszenie na drzwiach synagogi na krakowskim Kazimierzu (2013)



6. Ile turystów rocznie ma to biuro podróży?



7. Skąd u nas zamiłowanie do tak wypielęgnowanych ogrodów?



I ostatni punkt na liście, tym razem bez zdjęcia:

8. Dlaczego Polacy dziękują po posiłku, nawet gdy osoba, do której kieruje się te słowa nie gotowała osobiście?

17 września 2016

Co Niemca wkurza w Polsce

Po ostatnich peanach na cześć naszego kraju przychodzi dziś chwila trudniejsza, jako że na ostrze noża wzięłam niedoskonałości Polski w oczach Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża. Grabimy sobie przede wszystkim tragiczną w jego pojęciu organizacją ruchu drogowego.

Numer 1 to bramki na autostradzie.


Beznadziejny system poboru opłat na autostradach w Polsce doprowadza Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża do ataków wściekłości. "Jest pełno metod pobierania myta na autostradach, a u Was wprowadzili jakieś przedpotopowe bramki rodem z czasu kamienia łupanego!" wkurza się i wrzeszczy, że to już ostatni raz, gdy jedzie samochodem do Polski.
Bramek nienawidzę i ja. Ile to już razy staliśmy w korku przez nie spowodowanym! Nie dość, że wydłużają czas i tak już nie krótkiej podróży, to jeszcze powodują większe zużycie benzyny i wprowadzają kierowców w poddenerwowanie (a jak wiadomo wówczas łatwiej o wypadek).
Rozumiem, że na budowę autostrad zostały zaciągniete kredyty, które trzeba spłacić, ale obecne kwoty myta nijak się mają do komfortu jazdy, jaki za opłaty w takiej wysokości przeciętny użytkownik ma prawo oczekiwać. I nie rozumiem dlaczego dodatkowo do nich mamy ponosić dodatkowe koszty nieudanych decyzji cholera wie kogo. Po którymś z kolei czekaniu w korku do bramki wynoszącym ponad 30 min. napisałam w końcu reklamację do AWSA A2. Bezczelniejszą odpowiedź trudno sobie wyobrazić. Cytuję:
"Rozumiemy, że wybierając autostradę chciała Pani jak najszybciej dojechać do celu, jednak ruch  przekroczył kilkakrotnie średni dobowy ruch na autostradzie, dla którego projektowane były place poboru opłat. Mimo tego pracownicy naszej firmy dołożyli wszelkich starań by obsługa na Placu Poboru Opłat była sprawna. Czynne były wszystkie dostępne bramki."
Dla uściślenia, liczba  "wszystkich czynnych bramek" w punkcie, odnośnie którego złożyłam reklamację, wynosiła dwie sztuki...  I w ogóle co mnie obchodzi, że przepustowości ktoś nie umiał wyliczyć?! Pomijając już fakt, że naprawdę bez pomyślunku pobudowano tylko po dwie nitki i teraz nieraz przez 1/4 trasy jedzie się 80 km/h za wyprzedzającymi się nawzajem ciężarówkami.
Autostradzie A2 wystawiamy zatem obydwoje zgodnie jedynkę z minusem i wybieramy trochę dłuższą trasę południową (za to niezdzierającej z nas niewspółmiernej do jakości świadczeń opłaty za autostradę).

Numer 2 - brak szacunku większych usługodawców dla swoich klientów (bo małe zakłady rodzinne niezwykle ceni)

Do sytuacji na polskich drogach jeszcze wrócimy, ale opisana historia reklamacji czasu oczekiwania do bramki na autostradzie A2 stanowi zdaniem Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża niestety tylko jeden z wielu przykładów bezczelnego lekceważenia usługobiorcy w Polsce. Jego sztandarową opowieścią o dzikim kapitaliźmie w polskim wydaniu stała się historia szarpaniny z firmą "Ryłko".
Ogólnie rzecz biorąc Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż lubi polskie wyroby i pewnego dnia zapragnął też mieć obuwie polskiego producenta. Hektolitry śliny już sobie naplułam w brodę, że podkusiło mnie zabrać go wtedy do sklepu "Ryłko". Wyrobiłam za granicą opinię polskiej produkcji, że niech mnie gęś kopnie. Sama miałam przecież już raz bardzo złe doświadczenia z tą firmą, ale naiwnie pomyślałam, że może miałam pecha z jakąś niewydarzoną parą butów. Tylko głupi idzie do sklepu, na którym się przejechał. I ja okazałam się być dostatecznie głupia. 
Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż tak się cieszył z nowego nabytku, że dbał o niego, jakby był jedną z najcenniejszych rzeczy na świecie. W życiu nie widziałam faceta, który tak by skakał nad swoim obuwiem. Niestety, mimo całej jego troski, miłości i ostrożnego użytkowania, buty za ponad 300 PLN wyglądały po pięciu miesiącach, jakby je z gardła psa wyciągnięto.


Buty firmy "Ryłko" po 5-u miesiącach najzwyklejszego użytkowania.


Reklamację należało złożyć w sklepie osobiście, co oznaczało, że musiałam poczekać do mojej kolejnej wizyty w Polsce. Nastąpiło to w siódmym miesiącu od zakupu butów i choć teoretycznie obuwie było objęte dwuletnią gwarancją, to producent wykręcił się sianem, jako że zgłosiłam się po newralgicznych sześciu miesiącach - czasie, w którym to musiałby przyjąć do wiadomości wadę materiału (jak mi wytłumaczył na tamten moment Rzecznik Ochrony Praw Konsumenta), a tak dostaliśmy pismo, w którym rzeczoznawca firmy "Ryłko" orzekł, że konsument użytkował zareklamowane obuwie niezgodnie z ich przeznaczeniem... Zaręczam zatem solennie, że gwoździ nimi w ścianę nie wbijał. Potem znalazłam na forum i Fb całą masę podobnych historii, jakie inni z tym producentem przeżyli. Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż nie uznał tego za pocieszenie. Powiedział tylko, że to bardzo smutne, że w kraju, gdzie ludzie tak ciężko muszą pracować nie szanuje się ani ich pieniędzy, ani czasu, jaki na ich zarobienie poświęcili.
W Niemczech producenci po zgłoszeniu reklamacji bardzo często dostarczają nowy towar bez większych ceregieli. Kilka razy mogłam tego sama doświadczyć. W trzecim tygodniu użytkowania szafki pod umywalką pękła ni z tego ni z owego górna płyta. Poprosiliśmy o jej wymianę, dostaliśmy całą nową szafkę. Nie musieliśmy udowadniać, że po płycie nie skakaliśmy,  albo że nie waliliśmy sobie z nudów młotkiem w co popadnie. Podobnie rzecz się miała z (wydawało nam się) wypaczonymi drzwiami od szafy ubraniowej. Choć chodziło o jedno skrzydło, dostaliśmy tak na wszelki wypadek od razu dwa. Potem okazało się, że problem stanowiły nie drzwi, a krzywa podłoga, czego monterzy szafy nie wyłapali. Uczciwie chcieliśmy zwrócić otrzymane skrzydła, ale producent nam je podarował na wypadek, gdybyśmy w przyszłości je potrzebowali.
Oczywiście polityka niemieckich firm może prowadzić do nadużyć ze strony klientów, ale według badań marketingowych przysparza im w ostatecznym rozrachunku większe obroty, jako że klienci wracają o wiele chętniej do producentów, którzy nie pozostawiają ich samych sobie z problemem. W Polsce jeszcze stosunkowo często producenci zdają się myśleć kategoriami: "Najważniejsze to wepchnąć komuś mój towar, a dalej to już  niech ta osoba się martwi.".

Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż unika w Polsce jak ognia sklepów z obuwiem. Niemniej po dwóch latach od nieszcząsnego wydarzenia z firmą "Ryłko" udało mi się trochę odbudować w jego oczach renomę polskich wyrobów z branży odzieżowej. Na przedostatnią Gwiazdkę zamówiłam mu sztybylty na stronie Fun in Design. Nosi je radośnie do tej pory twierdząc, że to najwygodniejsze buty, jakie kiedykolwiek miał. A ja w tym miejscu muszę pochwalić obsługę tej firmy. Fachowa, rzeczowa, miła, kompetentna i działająca z myślą o zadawoleniu klienta, a nie tylko, jak sobie sakiewkę nabić. Proponuję rodzimym firmom uczyć się od nich. 

Numer 3 - fatalnie oznakowanie na drogach

I to nie tylko na tych starych. Podaję przykład skrzyżowania po remoncie:

Czy widzicie, w którą stonę można jechać drugim pasem od lewej strony?
Pomogę: na ulicy strzałka w tym miejscu wskazuje kierunek na wprost. Pomocny byłby niebieski znak drogowy. Niestety umieszczono go w takim miejscu, że nie ma wielkiej różnicy, czy jest, czy go nie ma. Widoczny staje się z miejsca, gdy kierowca nagle orientuje się, że prosta strzałka na asfalcie przemieniła się w nakaz skrętu w lewo.


 Czy też całe litanie pod poszczególnymi znakami, jak te pod zakazami wjazdu w Warszawie:


 Kto to da radę to przeczytać podczas jazdy?
Albo co gorsza w ogóle nieoznakowane i niewyposażone w sygnalizację świetlną miejsca.
Początkowo Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż strasznie się denerwował, jak miał jeździć samochodem po naszych miastach, a ja się denerwowałam, czemu on takie chryje robi. Pojeździłam trochę w Niemczech, to już teraz wiem.  Oznakowanie w Niemczech przypomina po trosze niemieckie instrukcje obsługi: "Otwórz opakowanie. Wyjmij produkt."...

 Numer 4 - Nagminne przekraczanie dozwolonej prędkości 
Ten grzech narodowy wszyscy dobrze znamy. Niestety:(

Numer 5 - Przejścia dla pieszych na trasach ekspresowych

Tj. na tej z Łodzi do Częstochowy, jakby to takie trudne było zbudowanie przejść pod-, albo nadziemnych. 

Numer 6 - Niezatrzymywanie się kierowców przed przejście dla pieszych.

Choć ja obserwuję w ostatnich latach ogromną poprawę w tej kwestii, Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż czuje się wciąż nieusatysfakcjonowany panującymi u nas standardami. Ciągle włazi na pasy, czy nadjeżdżający samochód zwalnia, czy nie. Przyprawia mnie tym o zawał serca. Ja w zamian doprowadzam do szału niemieckich kierowców, bo czekam, jak się zatrzymają, albo widocznie zwolnią przed przejściem, co wielu z nich ma denerwować. Ponoć wolą zachowanie reprezentowane przez moję drugą połówkę, jako że pieszemu może uda się przejść bez konieczności zatrzymywaia auta. No cóż, za długo żyłam w Polsce, by tak beztrosko latać po zebrze.

Numer 7 - Wyprzedzanie na trzeciego

Nic dodać nic ująć.
Generalnie Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż twierdzi, że teraz już się nie dziwi, czemu Polska króluje w satystykach wypadkowych. W Niemczech można wsiąść za kółko po jednym piwie, nie ma ograniczeń prędkości na autostradzie, a i tak w porównaniu z naszym krajem dochodzi tam do o wiele mnieszej liczby wypadków.

Numer 8 - Rozbuchana biurokracja

Kiedyś to Niemcy uchodzili za królów biurokracji. Ile to żartów krążyło na ten temat. Straciły na aktualności. Za wyraz Niemcy wypadałoby podstawić Polskę. Chyba najbardziej debilną rzeczą, jakiej Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż był świadkiem było wypisywanie przeze mnie pełnomocnictwa dla członka rodziny, aby ten mógł mnie reprezentować w urzędzie podczas mojej nieobecności. Formularz godny PIT-a, niezrozumiały po części dla samych urzędników. Pracownicy z trzech pokoi deliberowali, co należy wpisać w poszczególne pola i kto to w ogóle ma podpisać. Kulminacyjnym punktem okazało się wypełnienie pozycji "Zakres przedstawicielstwa". "We wszelkich sprawach" - napisałam. Sformułoanie uznano ZA MAŁO KONKRETNE. "Nie wiadomo, co oznacza 'wszelkich'." rzekła urzędniczka. " 'Wszelkie' oznacza 'wszystkie'." odpowiedziałam. "Nie jest to jasne. Musi Pani wymienić wszystkie sytuacje." Spędziłam tam 1,5 h, a Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rwał włosy z głowy. Wszystko na marne. W ciągu 6-u miesięcy od tamtej wizyty dwa razy zmieniono wzór formularza i moje wypociny są funta kłaków warte. 

Numer 9 - akustyka w blokach z wielkiej płyty

Chyba najbardziej denerwujący dla Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża jest fakt, że po przebudzeniu się o poranku jedną z pierwszych rzeczy, jaką słyszy za jaką to właśnie potrzebą fizjologiczną sąsiedzi z góry udali się do toalety...

Numer 10 - głośne imprezy

Niemcy to naród kochający ciszę. Do bólu. Tym bardziej głośne imprezy u sąsiadów, zwłaszcza latem przy otwartych oknach doprowawadzają ich do szału. Szczególnie, gdy przez cały weekend trzy wieczory pod rząd ktoś inny urządza balangę. Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż dziwi się, że nikt nie wzywa policji, na co ja mu tłumaczę, że zasada jest prosta: dzisiaj oni, jutro może my.  Ja tam lubię ten nasz hałas, choć czasem jest faktycznie męczący. Za to przynajmniej czuć, że ludzie żyją.

Numer 11 - sąsiad majsterkowicz

Od trzech lat sąsiad w Polsce ulepsza swoje mieszkanie. Nie wiem, czy robi to od trzech lat non stop, czy perfidnie wybiera okresy naszego pobytu w Polsce. Fakt faktem, że ze swoim stukaniem, pukaniem, wierceniem jest wrogiem numer 1 Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża. Moim powoli zresztą też.

Chyba starczy na razie tego biczowania. Następnym razem przeczytacie o tym, co Niemca dziwi w Polsce. Do zobaczenia!

4 września 2016

Co Niemca urzeka w Polsce

Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż uwielbia jeździć ze mną do Polski. Twierdzi, że czuje się u nas rewelacyjnie i rozpacza, że los pokarał go nadając mu wraz z narodzinami niemieckie, a nie polskie obywatelstwo. Specjalnie dla Was spytałam go, co właściwie tak mu się w Polsce podoba. Oto jego odpowiedzi:

1. Anarchia w postaci "radosnej zabudowy" (nazwa własna Mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża)




Jestem z natury estetką. Lubię, kiedy moje otoczenie jest ładne i schludne, dlatego też płakać mi się chce, gdy patrzę na polską zabudowę. Tu wielka płyta, obok szklany wieżowiec, po drugiej stronie buda z kurczakiem na rożnie, a nieopodal rozpadający się garaż w chaszczach. Tak mniej więcej można by podsumować krajobraz miejski panujący w naszej ukochanej ojczyźnie.
Trochę się bałam pierwszej wizyty w Polsce Mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża (wówczas nawet jeszcze nie mojego partnera). Przed jego przyjazdem rozejrzałam się jeszcze krytyczniej niż zazwyczaj po mojej okolicy i się załamałam. Byłam święcie przekonana, że mój zagraniczny absztyfikant przerazi się, z jakiego to patologicznego regionu pochodzę. Było wręcz na odwrót - po dziś dzień Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż ciekawie rozgląda się po wszystkich mijanych kątach, a najbardziej się cieszy, gdy widzi jakieś straszne ruiny lub kompletnie nie pasujące do siebie zestawienie architektoniczne. "Bo widzisz - tu wszystko żyje! Nie tak jak w Niemczech wszystko jest zmumifikowane, ujednolicone i nudne.". Długi czas nie mogłam pojąć, czemu on się tak uczepił tego życia w tej naszej wyrwanej z kontekstu zabudowie zamiast szukać go w wypielęgnowanych ogrodach, aż pewnego dnia (po mniej więcej rocznym pobycie w Niemczech) szłam w naszej miejscowości ulicą i stwierdziłam, że wszystko jest takie przewidywalne. A gdyby tak chociaż jedną odrapaną ścianę gdzieś zobaczyć...
Okazało się, że jestem bardziej polska niż sama przypuszczałam...

2. Anarchia - czyli nasza szeroko pojęta interpretacja reguł wszelkiego rodzaju

Kiedy wdrażano w Polsce wytyczne odnośnie segregacji śmieci okazało się, że w kilku dzielnicach mojego miasta z jakiegoś powodu były z tym ogromne problemy. Firmy wywożące odpady nie były w stanie zapewnić odpowiednich kontenerów, czy też nie miały wozów, w których śmieci by się nie mieszały. Coś w tym stylu. Dodatkowo problem części budynków polegał na braku zamykanego dojścia do odpadów, co automatycznie je wyłączało z tzw. śmieci poddawanych selekcji. Niemniej, aby nie pozostać kompletnie nieczułym na potrzeby środowiska poszczególne spółdzielnie i wspólnoty zaczęły mimo wszystko rozdzielać poszczególne kontenery. Tak, po polsku... Oto jeden z przykładów,  w którym Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż zakochał się od pierwszego wejrzenia i nie chciał odejść, póki nie zrobimy zdjęcia:

1 kontener - papier, szkło, metal, plastik; 2 kontener - odpady niesegregowane; 3 kontener - odpady pozostałe
No cóż, może i jest to faktycznie raj dla obywatela kraju, gdzie każdy mieszkaniec bloku ma swój własny kubeł opisany jego nazwiskiem.

3. Anarchia - czyli nasza wrodzona natura do protestów

Tłumaczę i tłumaczę mu, że my idziemy w tym za daleko, że nawet, jakby się nam trafił rząd idealny, to i tak byśmy protestowali - tak dla zasady. Nie i nie, uparł się, że cecha ta jest fajna, bo nie przyjmujemy wszystkiego bezkrytycznie. I tłumacz takiemu...


4. Nasz język jako dowód naszych głównych cech narodowych: anarchii, anarchii i anarchii...

Bardzo dbam o rozwój mojego małżonka w dziedzinie polskiej kultury i sztuki. W ramach mojej edukacji serwuję mu zatem wszystkie co fajniejsze polskie filmy. Pierwszą rzeczą, jaką nauczył się mówić po polsku (poza "Kocham Cię") było: "Grzegorz Brzęszczyszczykiewicz". Teraz, ilekroć zamawia w Niemczech stolik w restauracji, czy bilety do kina podaje to nazwisko, które z kolei jego rodacy najczęściej wpisują jako "nazwisko nie do wymówienia". Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż jest zafascynowany polskim językiem, który ma więcej wyjątków niż reguł. Co prawda doprowadza go to jednocześnie do szewskiej pasji, zwątpienia i agresji podczas nauki, ale w ogólnym rozrachunku widzi on w naszym języku lustro naszej mentalności narodowej, w której najwidoczniej jest bez pamięci zakochany.

I kiedy już tak zaczęlam powoli mysleć, że albo ja mam wypaczone pojęcie "wolności", albo Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż ma skrzywiony obraz naszego kraju, albo faktycznie z tą Polską coś jest nie tak, przyszła momentami jeszcze bardziej zastanawiająca odpowiedź:
 

5.  Nieugiętość

Wiem, że od kilku lat prowadzimy dysputy na temat Powstania Warszawskiego. "Bohaterski wyczyn" mówią jedni, "Głupota" twierdzą inni, a Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż odpowiada "Łatwo dziś oceniać i prowadzić dysputy, gdy nie jest się w oku cyklonu. Odczuwam niesamowity szacunek dla Polaków za to, że woleli umrzeć stojąc aniżeli żyć klęcząc.".

I nawet w wynikach ostatnich wyborów w Polsce (choć jednocześnie Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż postrzega je jako strzał we własne kolano i obecna sytuacja budzi  w nim obawy, czy kolejne wybory w naszym kraju będą wyborami wolnymi) widzi nasz bunt wobec bezczelności Zachodu, w tym Niemiec, które - jak przyznaje - przyzwyczaiły się do rozstawiania innych krajów po kątach: "Zachód patrzy cały czas z góry na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Wszystko co za Odrą to dla nich Azja. Dobrze jest, gdy ta 'Azja' gra po jego myśli, ale gdy z jakiegoś powodu ma swoje zdanie na jakis temat, to Zachód wyciąga pałę ustalonej według swoich kryteriów moralności i wali nią. Wali nie pytając i nie troszcząc się, jaką te kraje mają historię za sobą, zapominając, że kraje te nie tylko biorą, ale i sporo z siebie dały, a Zachód nieźle na nich zarobił. Nie zauważając, że jego własna moralność śmierdzi, więc jedną z najlepszych rzeczy, jakie obecnie polski rząd może zrobić, jest właśnie taka bezczelna reakcja, na jaką sobie pozwala. Czas, żeby i ktoś powalił Zachód swoją pałą." rzecze Niemiec z krwi i kości... i dodaje "Zresztą, co by nie mówić o winach Grecji, to ton rozmowy z tym krajem jaki ze strony Unii nadały Niemcy był równie niedopuszczalny i nic dziwnego, że Grecy zareagowali, jak zareagowali.".

I co, czy pocieszyłam trochę tych, którzy boją się o opinię Polski w Europie? Oby tylko ten nasz bunt nie skończył się jak nasze powstania... 

Pogrążona w myślach, czy mamy się cieszyć z tego naszego anarchistycznego i nieugiętego podejścia, czy może jednak lepiej nie, oczekiwałam kolejnej bomby rewelacji o wspaniałości narodu polskiego oraz jego kraju, gdy to nagle Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rzucił coś bezdyskusyjnego:)

6. Piękne kobiety, a nie babochłopy:)))

Jego ulubiony dowcip Polaków o Niemcach? "Po czym poznać, że jesteś w Niemczech, gdy jedziesz z Polski?" Odpowiedzi poszukajcie sobie sami. Ten kawał jest na prawie każdym forum z żartami.


Kolejnymi rzeczami, jakie Najcudowniejszy pod Słońcem Mąż u nas uwielbia to:

7. Mleczne bary i przepyszne w nich jedzonko:) Ach, i oczywiście scena z "Misia"!


Bar mleczny "Miś" w Toruniu



8. Polskie nalewki.

Najlepiej te robione przez mojego wujka. "Niebo w gębie." wzdychał mój Luby z takim wzrokiem, że zmuszona byłam sama nauczyć je robić, by go trochę tak po polsku rozpieścić. Zresztą podobnie rzecz się tyczy naszych kiszonych ogórków. Nic dziwnego, ja po niemieckich słodko-kwaśnych mam mdłości.

9. Polska serdeczność i gościnność.

I nie zachwiał tego w nim ani fakt, że według wyników badań ponoć tylko 5% z nas wpuściłaby w Wieczór Wigilijny obcego do mieszkania, ani też nasze obecne nastawienie wobec uchodźców.  Widzi problem społeczny, ale widzi też i jego przyczynę i choć te dwa przykłady kładą się w oczach wielu dużym cieniem na owej opiewanej polskiej gościnności, w pojęciu Mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża jesteśmy i tak niejednokrotnie serdeczniejsi niż Niemcy.

10. Polskie imprezy (aczkolwiek ilość żarcia na nich go przeraża po dziś dzień).

 

11. Polska przedsiębiorczość

Którą dostrzega także min. w agresywnej oblepiającej każdy róg i świecącej się tysiącem światełek neonowych reklamie. (Czasami Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż reprezentuje dość dziwaczny gust, ale podczas gdy ja widzę w tych wszystkich plakatach reklamowych jeden wielki śmietnik oszpecający polski krajobraz mój małżonek widzi w nich gotowość Polaków do wzięcia swojego losu we własne ręce.)

12. Polskie poczucie humoru (choć dla mnie i on ma niezgorsze)

Tu jego ocenę Polacy zawdzięczją  nieśmiertelnym filmom "Miś", czy "Nie lubię poniedziałku".
 

13. Polski Mały Fiat

Tego punktu w ogóle nie rozumiem. Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż żywi jakąś chorą nostalgię do tego modelu. Idzie ona tak daleko, że koniecznie chciał, żebym ja miała taki samochodzik. Ku jego rozpaczy ja tej miłości nie podzielam, więc skończyło się na sprezentowaniu mi zrobionych przez niego kolczyków "Mały Fiacik".

Ile my już mamy zdjęć Małych Fiatów! A obok takiego nie było szans przejść z Najcudowniejszym Pod Słońcem Mężem bez użycia aparatu. (Kraków)

14. Bogato strojone kościoły katolickie z zapachem kadzidła
To kolejna dla mnie niepojęta kwestia. Mam dobrego przyjaciela Niemca (tak, tak Johannesie, to o Tobie), który kiedyś mieszkał w Polsce. Ateista (typowo dla byłych Niemiec Wschodnich), a polskie kościoły katolickie tak go urzekały, że łaził tam dobrowolnie na msze. Ale to nie koniec! Nauczył się polskich pieśni religijnych i śpiewał najgłośniej ze wszystkich obecnych!!! Myślałam wówczas, że to wynika z jego ciągąt do śpiewu. Teraz  nagle podobne zapędy odkrywam u Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża... Niechrzczony, a w Polsce w pobliżu kościołów (zwłaszcza tych starszych) zapala mu się jakby radar w głowie. Zachwyca się barokowymi dekoracjami jak małe dziecko i uwielbia chodzić na Pasterkę. Obawiam się, że uzależnił się od zapachu kadzidła...

15. Polski big-beat,  rock progresywny oraz poezja śpiewana
Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż jest wielkim fanem muzyki i wstyd się przyznać, ale to ja od niego dowiedziałam się więcej o Czesławie Niemenie niż on ode mnie. To także dzięki niemu wiem, że polski big-beat i  rock progresywny były na całkiem wysokim poziomie, tylko że przez Żelazną Kurtynę ciężko było się naszej muzyce przebić. Do tego polski rock progresywny miał okazać się momentami być tak progresywny, że Zachód potrzebował ok.20-30 lat, by go zajarzyć.
Poezja śpiewana zaś odróżnia Europę Środkowo-Wschodnią od innych części świata, gdzie taki nurt w ogóle się nie wykształcił.

16. Polska zieleń

"Bo wiesz, w Polsce trawa jest zieleńsza niż w Niemczech." wytłumaczyłam mu kiedyś, gdy przejechaliśmy granicę i od tej pory Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż zgadza się ze mną w tej kwestii bezdyskusyjnie:) po czym włącza na cały regulator piosenkę Kultu "Polska".


I co by nie było, że Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż widzi nas przez różowe okulray, opowiem Wam następnym razem, co Niemca wkurza w Polsce (bo roztopionemu z miłości sercu nie przeszkadza też się nieraz na pewne rzeczy powkurzać, a ja dodam od siebie: i całkiem słusznie).