1 lipca 2020

„I narodzi się reżim!” rzekł naród.




"Maryja, królowa Polski", Xeni@ , Galerie für Kulturkommunikation


Od kwietnia zgłosiło się do mnie kilka bliższych i dalszych znajomych z pytaniem, czy w razie potrzeby pokierowałabym je, gdzie i jak dokonać aborcji w Niemczech względnie czy kupiłabym im tabletkę „po”, jeśli w Polsce wytworzy się taka sytuacja, że będzie to praktycznie niemożliwe.
Nie są to kobiety, które co noc „wyrywają” nowego faceta. Niektóre z nich nawet planowały kiedyś dziecko, ale ich sytuacja życiowa tudzież poglądy zmieniły się na tyle, że zrezygnowały z macierzyństwa. Wygrzebany w kwietniu projekt Kai Godek o zaostrzeniu prawa aborcyjnego wywołał w nich panikę, że za chwilę będą żyły w kraju, które je całkowicie ubezwłasnowolni. Po ich pytaniach przed oczami stanęły mi sceny z różnych filmów niemieckich, przedstawiające obrazki z przeszłości, jak to różne organizacje kobiece w RFN organizowały dla Niemek wyjazdy aborcyjne do Holandii. Zaraz po tym przypomniałam sobie też scenę z enerdowskiego filmu „Rotfuchs” z 1973 roku, w której to ginekolog stwierdziwszy ciążę u swojej samotnie wychowującej już jedno dziecko pacjentki pyta się bez ceregieli, czy ta chce usunąć płód. W NRD bowiem podobnie jak w Polsce Ludowej aborcja była od pewnego momentu legalna. Ze smutkiem pomyślałam sobie, że były okresy w historii Polski, kiedy byliśmy narodem dość postępowym i do jakiego zaścianka zagnały nas lata rządów w naszym kraju, które nie umiały rozdzielić spraw państwa od spraw kościoła. Nie chcę się w tym wpisie powtarzać. Już w kwietniu 2016 odniosłam się na moim blogu do prób zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Polsce. Opowiedziałam wówczas także o drodze Niemek, jaką przeszły, by dziś mogły decydować same, co dzieje się z ich ciałem. Chętnych odsyłam do tamtego wpisu: http://sbundowani.blogspot.com/2016/04/fanatyzm-i-kobiece-majtki.html
Do napisania dzisiejszego postu skłoniła mnie inna smutna refleksja, która towarzyszy mi już od dłuższego czasu. My Polacy czujemy się dość swobodnie w kontekście historycznym: ofiary złych zaborców, następnie ofiary najpierw napaści bolszewickiej, potem nazistowskiej i sowieckiej, wybici na Wołyniu, zdradzeni podczas konferencji Wielkiej Trójki, wycyckani przez Sowieckiego Brata itd., itd. Dumni, że my przecież nigdy nie zaczynaliśmy takich wojen jak III Rzesza, za to ratowaliśmy Europę, a to przed zalewem muzułmanów jak wtedy z Sobieskim pod Wiedniem, a to przed „czerwoną zarazą” jak to miało miejsce pod rządami Piłsudskiego. Zapomnieliśmy, że ofiara też może stać się oprawcą i to właśnie my, ofiara min. reżimu nazistowskiego powinniśmy się teraz wstydzić, że nie odrobiliśmy pracy domowej. Skupieni na swojej traumie z okresu II wojny światowej, wylegujący się na swoim wygodnym leżaku strony poszkodowanej nie chcemy sobie przypominać etapów dochodzenia do władzy przez Hitlera. Przecież wytłumaczenie jest takie proste: wybrali go Ci źli Niemcy. Uznałam, że czas choć tak skrótowo przypomnieć, jak rodził się reżim w Niemczech. 

Naród niemiecki wcale nie tak od razu rzucił się z kwiatami na szyję Hitlera. Nie wspominając już jego nieudanego puczu z 1923, to w wyborach parlamentarnych z lipca 1932 odbywających się w chaosie wywołanym wówczas kryzysem gospodarczym NSDAP nie zdobyła jakiejś przeważającej większości, zaledwie 37,3%. Tylko o 1,4 punkty procentowe więcej niż jej najwięksi przeciwnicy: socjaldemokraci i komuniści. W następnych, listopadowych wyborach tendencje się odwróciły. Partia Hitlera uzyskała poparcie na poziomie 33,1°%, podczas gdy jej konkurenci odbili się na poziom 37,1%. Podsumowując krótko można by powiedzieć, że przecież nic strasznego się nie działo. Tylko ok. 1/3 społeczeństwa popierało nazistów. Jakieś marsze z pochodniami, bijatyki na ulicach? Ach wybryki młodych bojówek... Być może udałoby się zapobiec późniejszemu wzmocnieniu partii Hitlera, ale lewica była zbyt zajęta walkami między sobą. Krótko mówiąc, zabrakło ludzi, którzy by się zjednoczyli przeciw rosnącemu w siły wrogowi.  Pamiętać trzeba, że początkowo Hitler nie był w stanie rządzić bez wsparcia prezydenta Hindenburga. Człowiek w urzędzie mającym pełnić ostoję demokracji w Republice Weimarskiej dzień po pożarze Reichstagu położył swoim dekretem podwaliny pod przyszłą nazistowską dyktaturę. Na jej mocy ograniczeniu uległy prawa obywatelskie, podobnie jak wolność słowa. Policja uzyskała prawo samowolnego działania w określonych zakresach. Wybory z marca 1933 odbyły się już w atmosferze nierównej walki. Na ulicach wisiały głównie flagi ze swastyką i plakaty NSDAP. Utworzony w 1925 roku aparat politycznej propagandy miał się już wówczas całkiem nieźle. Już podczas wyborów w 1930 dopuścił się działań nieznanych wcześniej na tą skalę. Mimo tego w 1933 lewica zdobyła jeszcze 30% poparcia. Zaczęły się zatem aresztowania przeciwników politycznych. Ustawy dostosowywano pod własne potrzeby. Na podstawie Reichsbürgergesetz z 1935 i Das Beamten Gesetz z 1937 zaczęto przeprowadza’ czystki w systemie sądownictwa. Krótko mówiąc zaczęto pozbywać się sędziów nieakceptowalnych przez system.

Te dziejące się w tle niepokojące rzeczy przygłuszył fakt, że Hitler obiecał Niemcom lepsze życie i trzeba przyznać, obietnicę tę spełnił. Podczas gdy w 1933 liczba bezrobotnych sięgała prawie 5 mln, to cztery lata później wynosiła mniej niż 1 mln. W rzeczywistości na „cud ekonomiczny” złożyło się szereg czynników, które nie koniecznie dawały się przypisać genialności rządu, ale zagłębiając się teraz w nie, oddalilibyśmy się zbytnio od tematu tego postu. Warto jednak zauważyć, że narodowosocjalistyczni ideolodzy zaczęli wzywać do walki przeciw panowaniu wielkiego przemysłu, dużych banków, czy związków zawodowych. W swojej retoryce podkreślali natomiast zapewnienie bezpieczeństwa małych przedsiębiorców i rolników. To, że w praktyce przemysł się rozrastał, a liczba drobnych przedsiębiorców  malała zdawało się nie wielu nie zauważać. Z propagandowego punktu widzenia szczególnie spektakularnie wyglądały starania o wzrost rodzimej produkcji żelaza. Jego wykorzystanie we własnym zakresie miało zredukować zależność Niemiec od polityki eksportowej. Okazało się jednak przedwsięwzięciem niezwykle kosztownym, a przez to nie rentownym.

Przede wszystkim jednak Hitler ucieleśniał w sobie obietnicę polityki wstania Niemiec z kolan i to Niemcom spodobało się najbardziej. Za złą sytuację ekonomiczną, poniżający traktat wersalski winę ponosili inni: Żydzi, Romowie, Słowianie... Po przejęciu skrzywionej przez nazistów interpretacji idei nadczłowieka opisanej przez Nitschego, jednym z celów plityki stało się wzmocnienie własnej rasy. W 1935 Heinrich Himmler założył związek Lebensborn e.V. Jego zadaniem było wspieranie rozrodczości aryjczyków. Kobieta miała zresztą jasno określone miejsce w reżimie nazistowskim: miała być matką. Właściwie to w narodowisocjalistycznym państwie nie istniała żadna wizja kobiety. Jej rola była sprowadzona do rozrodczości. W tym czasie wzmogła się też nagonka na osoby homoseksualne. Początkowo grupa ta nie zaliczała się do głównych celów nienawiści nowej władzy. Do 1934, kiedy to dokonano czystek w obrębie SA. Stojący na czele organizacji Röhm należał do związku homoseksualistów, na co przymykano oko. Po jego śmierci w 1934 nastawienie do tej grupy społecznej radykalnie się zmieniło. Osoby o innej orientacji seksualnej niż hetero zaczęto wysyłać do obozów. Niemcy mieli być w końcu rasą, która się rozmnaża. Innymi bezużytecznymi osobami w tkance społecznej z punktu widzenia nazistów byli psychicznie chorzy i niepełnosprawni. 

Czy moi drodzy czytelnicy nie widzicie pewnych parareli z panującą sytuacją polityczną w naszym kraju?

JAKO POLCE I GERMANISTCE

JEST MI WSTYD, gdy mój szef, na którego ciotce przeprowadzano eksperymenty w obozie w Auschwitz dziś mi mówi, że byłby jednym z pierwszych, który wybiłby muzułmańską szarańczę, gdyby tylko to chol....e PO wpuściło ją do kraju. Nawet jeśli jest się przeciwko przyjmowaniu uchodźców do Polski, to nic nie daje nam prawa mówić, że tych ludzi należały zabijać

JEST MI WSTYD, że moi koledzy homoseksualiści wynieśli się z Polski, bo tam nie mieli życia. Strata dla naszego kaju, bo nie pracują swoimi czterema literami, tylko są świetnymi specjalistami w branży IT i inżynierii.

JEST MI WSTYD, gdy widzę zdjęcia pochodów młodzieży ONR unoszącej ręce w geście „Heil Hitler”, a rząd nie reaguje. JEST MI WSTYD, gdy widzę takich ludzi na kościelnych uroczystościach (jak pochód Trzech Króli w Łodzi w 2019) i kościół też nie reaguje.

JEST MI WSTYD za prezydenta, który daje sobie prawo wartościowania życia ludzkiego w momencie, gdy ogłasza, że dziecko zrodzone z metody in vitro nie jest właściwe.

JEST MI WSTYD za rządzących, którzy co rusz wyszukują nowych wrogów spośród własnego narodu.

JEST MI WSTYD za polski kościół katolicki, który chce rozprządzać życiem kobiet i przyklaskuje idei rodzenia dzieci nawet za cenę życia matki.

JEST MI WSTYD za moją matkę, która usunęła jedną ciążę i następnie chciała usunąć ciążę ze mną, a teraz potępia inne kobiety, które walczą o aborcję. (I niech mi nikt tu nie pisze komentarzy, że gdyby dokonała tej drugiej aborcji, to by mnie nie było. Jestem tego w pełni świadoma. Świat by się nie zawalił.)

JEST MI WSTYD gdy mój wujek, który jako dziecko był więźniem obozu koncentracyjnego i dziś dumnie pobiera z tego powodu dodatki do emerytury od państwa polskiego, mówi mi, że kobiety, które nie urodziły dzieci są niepełnowartościowe.

To właśnie ze względu na naszą trudną historię spoczywa na nas tym bardziej jeszcze większa odpowiedzialność stania na straży wolności obywatelskiej, poszanowania praw drugiego człowieka i czynienia tego w atmosferze wzajemnego szacunku.

JEST MI WSTYD ZA NASZ JĘZYK NIENAWIŚCI, KSENOFOBIZM, BRAK OTWARTOŚCI NA ZDANIE INNYCH I GOTOWOŚCI DO KONSTRUKTYWNEJ DYSKUSJI NA POZIOMIE W ZAMIAN ZA OBRZUCANIE SIĘ BŁOTEM, ZA ŚLEPĄ WIARĘ W MANIPULACJĘ PROPAGANDOWĄ, A PRZEDE WSZYSTKIM ZA TO, ŻE MY, OFIARY JEDNEGO Z NAJGORSZYCH W HISTORII LUDZKOŚCI REŻIMU, STAJEMY SIĘ SPRAWCAMI I DAJEMY SOBIE NA TO PRAWO POD PRZYKRYWKĄ OFIARY.

Zawsze stałam na straży wizerunku naszego państwa za granicą, broniłam nas, naszych niezrozumiałych dla Zachodu wyborów. Prowadziłam projekty, w których tłumaczyłam za granicą naszą narodową psychikę, nieprzepracowane traumy i ich konsekwencje na dzisiejsze wybory, ale w momencie, gdy naród polski postanowił pójść ścieżką obraną w latach 30-tych przez Niemców mówię DOŚĆ.

Obecnej władzy w Polsce udało się osiągnąć coś przerażającego. Wyciągnęła z zakamarków duszy wielu Polaków najgorsze, najbardziej prymitywne popędy. Na studiach mieliśmy seminarium, na którym postawiono nam kiedyś pytanie, dlaczego dojście do władzy nazistów było możliwe w Niemczech i czy w innym kraju byłoby to do pomyślenia, aby tacy ludzie znaleźli się u władzy. Pamiętam, jak studenci wyszli z dobrym samopoczuciem, bo w toku dyskusji stwierdzono, że przecież my, naród polski od razu byśmy podnieśli larum. Dziś, 13 lat po tym seminarium składam nam, Polakom, narodowi ofiar, serdeczne gratulacje. Jesteśmy na etapie, że operujące faszystowskim językiem siły polityczne popiera „tylko” ok. 40% społeczeństwa. Pocieszamy się, że to przecież ciągle mniejszość. Gdyby nie metoda d’Hondta to w ostatnich wyborach parlamentarnych wygrałaby opozycja (jakby przy wcześniejszych wyborach tej metody nie uwzględniano w liczeniu głosów...). I ciągle wierzymy, że Hitlera mogli wybrać tylko ci źli Niemcy.

W 2013 młody reżyser Tobias Haase zdobył First Steps Award w kategorii film reklamowy za spot marki Mercedes. W filmie widać domy z pruskim murem, pracujących ludzi. W tej przestrzeni ulicami sunie auto marki mercedes. W którymś momencie samochód gwałtownie hamuje, bo na ulicy bawią się dwie dziewczynki. Po tym zdarzeniu auto rusza dalej, gdy przejeżdża przez miejscowość Braunau na ulicę wybiega chłopiec. Auto nie daje rady zahamować i potrąca go śmiertelnie. Matka wybiega z domu i krzyczy „Adolf”. Na zakończenie spotu wyświetla się napis „Wykrywa niebezpieczeństwa zanim powstaną.” Firma Mercedes od razu się zdystansowała i nie chciała zaakceptować spotu jako reklamy własnego produktu. Ginie w nim przecież dziecko. Przytoczony przeze mie na początku postu kolaż autorstwa Xeni@ (więcej tutaj: http://www.galerie-für-kulturkommunikation.de/Xeni/) będący komentarzem artystki do dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce podobnie wchodzi w obszar, gdzie łamie się polityczną poprawność i na wielu płaszczyznach podnosi nie tylko kwestię aborcji, ale problematykę dzisiejszych wydarzeń w naszym kraju. Odnosi się w kontrowersyjny sposób do słów „Maryja, Matka wszystkich Polaków”, nawet tych kobiet, które usunęły i podobnie kontrowersyjnie stawia pytanie, czy to naprawdę jest dobre, aby każde dziecko przyszło na ten świat.  

W dzisiejszym świecie, w którym niszczymy nie tylko naszą planetę, ale też humanistyczne wartości, pytanie to nabiera nowe znaczenie.

20 kwietnia 2020

Uroki federalizmu

I stało się. Od dzisiaj wprowadzono sporo poluzowań w obecnych obostrzeniach związanych z walką z COVID-19. Nie to, żeby wcześniej się nic nie działo. Ze zdziwieniem stwierdziliśmy zaraz po spektakularnym wciśnięciu w hamulec, że na lody to jednak do miasta można nadal się wybrać (to nasza jedna z głównych atrakcji ostatniego czasu). Potem przed Wielkanocą ogłoszono otwarcie sklepów budowlanych dla wszystkich (wcześniej tylko pracownicy firm remontowych mogli z nich korzystać). Ten krok spowodował, że w kolejnych dniach od wczesnych godzin porannych pod tutejszymi wersjami Castoramy ustawiały się kolejki rodem z czasów socjalizmu. Najwidoczniej każdy tu postanowił na święta położyć nowe kafelki... Mniej więcej w tym samym czasie zobaczyliśmy, że kwiaciarnie i niektóre sklepy z dekoracją były otwarte. Jednym słowem małe kroczki wychodzenia z kompletnego zastoju robiono już w tej pierwszej fazie wielkiej batalii przeciw nowemu patogenowi. Niemniej dziś niemalże przy werblach bębnów otworzyć się mogły wszystkie sklepy o powierzchni do 800 m2. Te większe właśnie składają pozew do sądów. Obok tego media cały czas trąbią o skandalu związanym z takimi markami jak Adidas, H&M itd. Rząd bowiem uchwalając w pośpiechu pakiet antykryzysowy zwolnił też sklepy z płatności czynszu. Jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Chodziło o wsparcie dla małych przedsiębiorców, ale że tego jakoś dokładnie nie zdefiniowano, to na taką ofertę od razu rzuciły się wielkie koncerny. Teraz zbierają żniwo wielkiej krytyki. Osobiście sądzę, że na nic się to zda. Media trochę popyskują, a na koniec ludzie i tak pójdą tam kupować. Istota ludzka bowiem bez zakupów jest istotą nieszczęśliwą, a że produkty powstały kosztem wyzysku ludzi w krajach trzeciego świata, albo że firma zachowuje się nieetycznie, to tylko nielicznych obchodzi, jak ostatnie lata pokazują.


Zdjęcie tytułowe pochodzi z Wikipedii i jest objęte Creative Commons (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/de/deed.en)


Wracajmy jednak do rzeczy. Wkraczymy zatem powoli w, jak to tu określono, "nową rzeczywistość" (cokolwiek to znaczy) i krok ten pokazuje podobnie jak kilka ostatnich tygodni absurdy federalizmu, którego to Niemcy tak zaciekle bronią. Krótko mówiąc: każdy sobie rzepkę skrobie.


Już w trakcie pierwszej fazy spowolnienia zaczęto emitować programy pokazujące, jak to nie tylko kraje członkowskie UE szybko spuściły szlabany graniczne, ale że i wracamy powoli do historii małych państewek niemieckich. Na granicach poszczególnych krajów związkowych stała bowiem niejednokrotnie policja, która odsyłała mieszkańców innego landu. W telewizji zajmowano się min. historią wioski w małym cypelku Meklemburgii otoczonym z trzech stron Brandenburgią. Jako, że u nich praktycznie wszystko było zamknięte, a obostrzenia w Brandenburgii pozwalały min. na otwarcie hipermarketów budowlanych mieszkańcy tejże wsi postanowili po zakupy dojeżdżać do oddalonych tylko o parę kilometrów sklepów w sąsiednim kraju związkowym. Z planów wyszły nici, bo policja wszystkich zawracała na wewnętrznej granicy. Pozostawały o wiele bardziej ograniczone możliwości zakupowe we własnym landzie w miejscowościach o wiele dalej oddalonych niż sąsiednie brandenburskie miasteczka.

Podobnie rzecz ma się z wychodzeniem z kompletnego zastoju. Matka narodu pochwaliła nas, że tak ładnie się w ostatnim czasie zachowywaliśmy. Rząd osiągnął więcej niż zamierzony cel. Spadek stopy infekcji z 2,6 na 0,7, podczas gdy celem było 1,0 (liczby osób zarażone przez jednego zainfekowanego koronawirusem). Czas zatem przejść do ostrożnego odmrażania życia społecznego. I już się zaczyna. W niektórych krajach związkowych uczniowie klas kończących naukę w danym typie szkoły wracają do ławek już 27.04. W Saksonii Dolnej przeprowadzono w tym roku reformę szkolnictwa, na podstawie której wydłużono czas nauki o rok. Oznacza to, że w tym roku nie ma w tym landzie matur. Ministerstwo stwierdziło zatem, że presji nie ma i wysyła uczniów do szkół dopiero 11.05. Już samo nauczanie w czasie epidemii odbywało się w poszczególnych landach różnie. Landy byłego NRD zareagowały raczej podobnie jak Polska. Narzucono tam odgórnie sposób pracy z uczniami i sporo zajęć odbyło się w nowej, wirtualnej formie. Także klasówki, na podstawie których uczniowie są oceniani. Wiem też, że co najmniej w Saksoni-Anhalt nauczyciele musieli podobnie jak u nas prowadzić dokumentację przeprowadzonych godzin. Zrezygnowano z tego, gdy stwierdzono, ile dodatkowej pracy to ich kosztuje. W Saksonii Dolnej natomiast ministerstwo opublikowało dokument, wg którego nauczyciele mogli, ale nie musieli przesyłać uczniom zadania, a uczniowie mogli, ale nie mieli obowiązku ich robić. Ostatecznie skończyło się to tak, że większość nic nie robiła. No cóż, wszyscy mieli dłuuugie wakacje. Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę tutejszy program nauczania doszliśmy do wniosku, że wielkiej różnicy nie ma, czy te dzieciaki chodzą do szkoły, cz też nie. Znana ze swej surowości Bawaria poszła tym razem na kompletną łatwiznę. Tam zdecydowano bowiem, że w tym roku wszyscy uczniowie przechodzą do następnej klasy.

Jeśli chodzi o obostrzenia odnośnie liczby osób, w towarzystwie których można przebywać, to u nas oscyluje ona w okolicach pięciu. W Saksonii-Anhalt są to ciągle na razie maksymalnie dwie osoby. Właśnie stwierdziliśmy zatem, że jeśli chcemy się zgodnie z prawem spotkać z naszą ciocią, która mieszka na terytorium Saksonii-Anhalt, to ona musi przyjechać do nas (jeśli ją oczywiście przepuszczą na granicy krajów związkowych). Jeszcze na krótko przed Wielkanocą wybraliśmy się poza granice Saksonii Dolnej, jako że tutejsze regulacje zezwoliły na spotkania z najbliższą rodziną. Problem w tym, że zrozumieliśmy to jako ogólnonarodowe regulacje. Postanowiliśmy wpaść zatem do sąsiedniego kraju związkowego i zobaczyć, jak się ma matka Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża. Już po fakcie okazało się, że to, co u nas było dozwolone w jej landzie nie i w sumie naraziliśmy się na karę 400 EUR. Na szczęście akurat nigdzie w okolicy jej bloku nie kręciła się żadna policja. W jakimś regionie w Bawarii ludzie nie mogli wychodzić z domu, podczas gdy my zjeździliśmy na rowerach okoliczne lasy wzdłóż i wszerz. Efekt tego wszystkiego jest taki, że gazety drukują już całe przewodniki, co gdzie wolno, a czego nie. Patrząc dalej to w Saksonii wprowadzono nakaz noszenia w miejscach publicznych maseczek na twarz, a u nas coś takiego nie obowiązuje.

Chyba kompletnie przypadkowo wymyślając outfit na ostatnią halloweenową imprezę znalazłam sobie super maseczką na dzisiejsze czasy;) Jak i u nas wprowadzą nakaz noszenia czegoś na buzi, będzie jak znalazł:)


Niemcy zaczynają dostrzegać absurdy federalizmu, którego do tej pory każdy land strzegł i bronił jak jakiejś świętości. Nowymi tematami dyskursu społecznego stały się pytania: czy może, by jednak nie zcentralizować trochę bardziej państwa niemieckiego oraz już w kontekście obecnej epidemii: dokąd taka niejednolita walka z koronawirusem ma nas zaprowadzić? Ostatnio pisałam, żebyć może Niemcy zdecydują się na model huśtawki spowolnienie-rozpędzenie-spowolnienie-rozpędzenie do momentu opanowania sytuacji. Miał to być jeden z rozważanych modeli. Teraz mówi się już o tym, że byłoby to zabójcze dla niemieckiej gospodarki. Jednocześnie służba zdrowia stanie się niewydolna, jeśli osiągniemy poziom infekcji 1,1. Obecny zapas na poziomie 0,3 wydaje się w tej sytuacji dość mały. Choć ogólnie trzeba powiedzieć, że Niemcy to kraj, który po Korei i Singapurze chyba najlepiej sobie radzi z obecną epidemią i to mimo zawalonych przygotowań na wypadek takiej sytuacji, o czym pisałam w ostatnim moim poście, to w społeczeństwie zaczyna powoli wrzeć, bo właściwie wiele rzeczy staje się coraz bardziej nieprzejrzyste. Nie jest jasne wg jakich kryteriów jeden land pozwala  na to, czego inny zabrania. Nie rozumiemy też, jak oszacowuje się ewentualny wzrost zachorowań i na co czekamy siedząc dalej w domach. Dlaczego dyskutuje się z grupami szczególnie zagrożonymi COVID-19, czy łaskawie zechciałyby się odizolować na czas walki z nowym wirusem, ale można nakazać całemu społeczeństwu stosowanie dystansu spłecznego? Jednym słowem pewna niekonsekwencja, jaką zarzuca się i rządzącym w Polsce w przeciwdziałaniu rozprzestrzenianiu się koronawirusa nie jest zjawiskiem typowym tylko dla naszego kraju. Jest jednak jedna rzecz, z którą się tutaj nie spotkałam, a niestety, o której czytam w polskich mediach. Tutejsze społeczeństwo nie stygmatyzuje pracowników służby zdrowia jako potencjalnych roznosicieli zarazy. Tutaj się ich ogromnie szanuje i temu zachowaniu nie stoją na drodze żadne granice! Było mi strasznie przykro czytać doniesienia o polskich pielęgniarkach i lekarzach oraz ich członkach rodziny, których nie chciano obsłużyć w sklepie, albo przyjąć od nich zgłoszenia dziecka do przedszkola. Przecież Ci ludzie narażają siebie, żeby ratować Was! I to jeszcze za te ochłapy, jakie się im u nas płaci. Ekspedientka może sobie pozwolić nie sprzedać bułek lekarzowi. Ten nie powie, że tej pani nie obsłuży, gdy ją przywiozą mu na OIOM. Siedzimy wszyscy w tej samej łodzi, niezależnie od granic, w jakich się obecnie znaleźliśmy i naszą najlepszą bronią jest trzymanie się razem (jeśli nawet na dystans:), zwłaszcza w rzeczywistości, która momentami staje się absurdem.


PS. Nawiązując do postu Życie z koronawirusem w Niemczech cz.1 , papieru toaletowego ciągle brak. W LIDL-u w jego miejsce ustawiane są już na paletach inne produkty, jak np. jaja. Najwidoczniej nie spodziewają się szybko dostawy...