24 grudnia 2016

WESOŁYCH ŚWIĄT


Wszystkim czytelnikom życzę radosnych świąt spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Cieszcie się każdą chwilą i bliskimi. Niech i Was dotknie magia, jaką i my w tym roku zostaliśmy obdarowani. Ale to już historia na osobny post.

20 grudnia 2016

Ofiarom ataku w Berlinie

I stało się. To o czym pisałam latem (http://sbundowani.blogspot.de/2016/07/to-juz-nie-jest-pytanie-czy-tylko-kiedy.html), czego Niemcy obawiali się od miesięcy, a czego jednocześnie podświadomie oczekiwali stało się. Wydarzyło się w Berlinie, w miejscu będącą kwintesencją magicznego czasu adwentu u sąsiadów za Odrą.😭 Łączę się w bólu z rannymi i ofiarami rodzin, a zmarłym poświęcam minutę ciszy.


7 grudnia 2016

Ten cudowny grudzień!

Nadszedł mój ukochany czas w Niemczech. Grudzień! A wraz z nim magiczna atmosfera oczekiwaia na Gwiazdkę. Już w zeszłym roku pisałam Wam, że "jak świętować Boże Narodzenie to tylko w Polsce, ale czas adwentu najpiękniejszy jest w Niemczech". Znów można napić się grzańca, czy kakao z Cointreau na Weihnachtsmarkcie.




Znów w teatrach grają "Dziadka do orzechów" i "Christmas Vacation" Alana Ayckbourn'a,  znów z ciekawością czekamy na kolejny dzień, kiedy będziemy mogli sprawdzić, co skrywa dla nas skarpetka kalendarza adwentowego. Skoro już jesteśmy przy temacie, to dorobiliśmy się w międzyczasie sześciu kalendarzy adwentowych. I to wszystko w ciągu czterech lat… Zastanawiam się, jak nasze mieszkanie będzie wyglądało za kolejne cztery lata… 

Kalendarz adwentowy nr 3 trafił tego roku do naszego domu poniekąd za moją sprawą (aby dowiedzieć się, jakie kalenadarze noszą nr 1 i 2 musicie cofnąć do opowieści z zeszłego roku: http://sbundowani.blogspot.de/2015/12/druga-niedziela-adwentu.html).  Strasznie mi się spodobał pomysł wioski bożonarodzeniowej, ale na tyle mi rozsądku pozostało, że go nie kupiłam. W końcu byliśmy „wyposażeni”. Nieopatrznie jednak opowiedziałam o nim Najcudowniejszemu Pod Słońcem Mężowi, który zapragnął wioskę koniecznie mieć i tak  następnego dnia, gnana jego obawami, że za chwilę ją wykupią, poleciałam po nią do miasta. Chyba miał jednak rację, że się uparł, bo podświetlona wygląda niezwykle klimatycznie.

 
W rzeczywistości prezentuje się o wiele lepiej niż na każdym zdjęciu, jakie próbuję zrobić.


Kalendarz nr 4 powinien tak naprawdę nosić nr 1. Dostałam go kilka lat temu, gdy mieszkałam w Berlinie. Przyjaciel uznał, że jak już mam poznawać niemieckie tradycje, to porządnie, a nie
objadając się tanimi czekoladkami z kalendarza z Lidla i kupił mi poniższy nostalgiczny kalendarz:


Od tamtej pory towarzyszy mi każdego roku w grudniu:)

Kalendarz adwentowy nie musi jednak tylko wisieć gdzieś w domu. W temacie Bożego Narodzenia Niemcy przejawiają niesamowity spryt i tworzą akcesoria adwentowe na każdą sytuację. I tak wieniec adwentowy może towarzyszyć nam w pudełku od zapałek w podróży (w pudełku są cztery otwory, w które wkłada się świeczki urodzinowe i vuola!), a kalendarz w kieszeni od spodni. Takie właśnie kalendarze, które możemy zabrać ze sobą do pracy, to nasze kalendarze nr 5 i 6.

Mój:


i Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża:



Czas adwentu nie pozostawia obojętnym na jego uroki także naszego, zazwyczaj racjonalnego przyjaciela Guido,  który już ubieranie u niego drzewka ustanowił swoistego rodzaju tradycją (oto efekty naszej katorżniczej pracy:)



Moim osobistym faworytem była przyniesiona przez kogoś bombka w kształcie dzika...



I oczywiście znowu przy tej okazji obdarowywaliśmy się nawzajem bublami (pamiętacie jeszcze tą śmieszną niemiecką tradycję? Jeśli nie, to zostawiam Wam link, który pomoże Wam odświeżyć pamięć: http://sbundowani.blogspot.de/2015/12/z-jakiej-okazji-niemcy-daja-sobie-w.html)

Tym razem Guido po bolesnych doświadczeniach z roku poprzedniego, kiedy to nie tylko dostał mu się grat zdechłego komputera, ale i inne większe śmieci wylosowane i porzucone w jego mieszkaniu przez gości,  zarządził, że wielkość przytaszczonego chłamu nie może przekraczać rozmiarów damskiej torebki. I tym oto sposobem można było wejść w posiadanie min. tych cudownych przedmiotów:




 

My przynieśliśmy ze sobą kamionkowy kufel do piwa chyba jeszcze z czasów socjalizmu wzbogacony świecznikami z kamieni


oraz książki z fotografią aktu teoretycznie artystycznego, w praktyce już pornograficznego. Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż miał ochotę na małą prowokację. Uparł się zobaczyć pruderyjne zgorszenie Wessis (sam jest Ossi). Coś w tym jest, że byli Niemcy Wschodni i Zachodni mają trochę inne podejście do tematu seksu.  To co dla Ossis  jest często normalną ludzką sprawą zdaje się być dla wielu Wessis tematem, przy którym uszy im czerwienieją. I faktycznie było wesoło, bo Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż się nie pomylił. Większość z wytypowanych osób wywracała oczami z oburzenia, ale jednocześnie każdy chciał sobie zdjęcia dokładnie obejrzeć. A największą zagadką wieczoru pozostało pytanie, kto te "świństwa" przyniósł, bo dla większego ubawu moja druga połowa zarządziła, że udajemy zielonych. Przyznaliśmy się zatem tylko do dwóch kamorów i kufla po piwie, którego nam odmówić nie można było, jako że widniał na nim jak byk napis "Żywiec Poland":))) I tym o to sposobem już drugi rok z rzędu udało nam się przynieść coś, co zyskało miano największego badziewia, z którym na koniec zabawy nikt nie chciał zostać w ręce. No cóż, padło na koleżankę niezwykle aktywnie działającą w kościele...

A coż za skarby nam się dostały?

Mi gaśnica (przynajmniej będziemy mieli do samochodu)


a Najcudowniejszemu  Pod Słońcem Mężowi zaprezentowany wyżej paskudny komplet kubeczków do jajek.


Najlepiej na interesie wyszedł gospodarz. Los wynagrodził mu ten zdechły komputer obdarowując go parą bamboszy. No co, do tej pory nie miał żadnych, a dywanu też nie posiada.



Niech mu się w nich wygodnie chodzi!


A jeśli Wy macie ochotę na mały spacer po niemieckim jarmarku bożonarodzeniowym, to zapraszam na wpis z zeszłego roku: http://sbundowani.blogspot.de/2015/12/weihnachtsmarkt.html


Pięknego grudnia, Kochani!