W Niemczech w okresie bożonarodzeniowym praktykowana jest dość
dziwaczna tradycja obdarowywania się śmieciami. Rzecz polega na
tym, by pozbyć się z domu badziewi – popsutego, zardzewiałego
chłamu tudzież rupieci, które nie są nam już potrzebne, lub nie
podobają się nam i nie wyjść z imprezy z bublem, w którego
posiadanie nikt, ale to już nikt nie chce wejść. Zwyczaj cieszy
się tak dużą popularnością, że powstały sklepy internetowe
reklamujące buble. Można w nich kupić min: ”Symfonię pralki”,
nauszniki w kształcie piersi, czy też torebkę dla zakrycia
brzydkiej twarzy.
Zabawa jest organizowana w gronie przyjaciół, kolegów szkolnych,
czy współpracowników. Ja przykładowo zorganizowałam w tym roku Schrottwichteln
także w grupach obcokrajowców, którym przybliżam język i kulturę
naszych zachodnich sąsiadów, wczoraj zaś byliśmy na tradycyjnej
imprezie śmieciowej w gronie naszych znajomych. Impreza była połączeniem:
- imprezy poprzeprowadzkowej naszego kolegi (w Niemczech jest dość oczywistym, że gdy ktoś ze znajomych ma przeprowadzkę, to grono kolegów stawia swoje muskuły na ten dzień do dyspozycji, a w nagrodę potem przeprowadzający się organizuje imprezę na ich cześć. Właśnie wczoraj honorami była otoczona nasza ciężka praca z końca września, kiedy to pomogliśmy Guido przenieść jego kram do nowego mieszkania. Poniżej dowody na to, jak mocno zasłużyliśmy na nagrodę:)
- wspólnego ubierania drzewka bożonarodzeniowego (Guido nie miał do tej pory miejsca na choinkę, dopiero w nowym mieszkaniu mógł sobie na nia pozwolić i wczoraj ją wszyscy wspólnymi siłami przystroiliśmy. Każdy musiał ze sobą przynieść jakieś ozdoby. My zrobiliśmy łańcuch z kolorowymi kokardkami, którego nauczyła mnie go robić mama, jak byłam małą dziewczynką:)
Tak się prezentowało drzewko, gdy każdy zawiesił swoją ozdobę. Dorzucił się nawet kot Kathrin, który musiał oddać swoja szmacianą mysz na ten cel.
- oraz Schrottwichteln(!)
Przebieg całej procedury wygląda
następująco. Na imprezę przychodzimy z bublem zapakowanym w
gazetę lub worek na śmieci. Gdy wszystkie podarki są już złożone w jednym miejscu
zaczyna się walka o zdobycie prawa do wybrania sobie jednego z
prezentów.
Furtkę Sezamu otwiera wyrzucenie szóstki. Jeśli
wyrzuciło się inną liczbę, to swojego szczęścia próbujemy w
kolejnej turze. Gdy już wszyscy mają w rękach gazetowe zawiniątko
dochodzi do uroczystego aktu rozpakowania podarku, w którego
posiadaniu się znaleźliśmy.
Przyrząd kuchenny, który losowo wybrałam z góry pakunków po wyrzuceniu szóstki |
A tą oto cudowną książeczkę odkrył mój cudowny małżonek, gdy rozpakował swój podarek: "Ubierz Angie" - książka z papierową lalką kanclerz i wycinankami różnych strojów dla niej... |
Dopiero teraz zaczyna się cała
zabawa. Po wzajemnych oględzinach swoich bubli wybierany jest król
balu w postaci najgorszego barachła spośród całej rupieciarni –
cel dalszej gry: tylko nie zostać na koniec gry właśnie z tym
cholerstwem, bo moi drodzy podarek, który wybraliśmy z kupy
śmieci to nie jest rzecz, z którą zostaniemy na koniec.
Wczorajszymi dwoma najgorszymi prezentami były gruchoty, które my ze sobą przywlekliśmy:))) stary, niedziałający laptop oraz...
prastary komputer... w popsutej walizce...
To się kolega ucieszył, jak otworzył swoją paczkę... |
Na widok zawartości walizki cały pokój gruchnął jednogłośnie "O, du Scheiße!". Poza wielkością naszego pakunku do jego badziewiatości dorzucił się jeszcze fakt, że w Niemczech za oddanie sprzętu elektronicznego do zutylizowania się płaci... Obdarowany ma więc naprawdę powód do radochy... No cóż komputer za mikser. Też nie chciałam zostać z moją zdobyczą na koniec zabawy, ale najbardziej baliśmy się ponownego wejścia w posiadanie przyciągnietego przez nas chłamu.
Wracajmy zatem do zabawy. Teraz
wszyscy siadają w kręgu i na początku określają zasady wymieniania sie prezentami. Są one dość luźne. Można po prostu ciągnąć losy,
kto kogo ma obdarować, ale większą popularnością cieszą się
bardziej wyrafinowane sposoby wlepienia innym swojej szmiry. Moi
znajomi pozostają dalej przy kostce. Dla każdej
wyrzuconej liczby zasady przekazywania sobie prezentów. Np. gdy
wypadnie jedno oczko każdy przekazuje swoją paczuszkę sąsiadowi z
lewej strony. Gdy wypadnie czwórka osoba rzucająca kostką wybiera
sobie ofiarę, z którą wymienia się swoimi „skarbami”. Gdy
kostka pokaże sześć oczek wszyscy oddają swoje zawiniątka
naprzeciw siedzącej osobie, itd.
Przekazywanie sobie nawzajem bubli
kończy się wraz z upływem z góry ustalonego czasu. Wygrywa ten, w
czyich rękach znajdzie się najmniej bolesny chłam.
Uff, udało się nam:) Obydwoje zostaliśmy z książkami - ja z kucharską starocią
A moje Słońce, jak na filozofa przystało z dziełem Schopenhauera. Właściwie jego zdobycz jest bardzo dobrą pozycją, ale to co dla jednego jest Schrottem, dla drugiego cennością...
Wczorajszego wieczora "wygrać" można było jeszcze min. przeterminowane kondomy, stojak na CD w postaci kości, badziewne wazoniki, poniższą gęś...(kto produkuje coś takiego i kto to potem kupił???!!!)
Oraz śpiewające i tańczące drzewko bożonarodzeniowe, o którego zdobycie toczyły się zażarte boje, tak nas wszystkich urzekło:)
He, he, zabawna tradycja, a najlepsza jest księżeczka z Merkel!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa zabawa. W czasie takich wieczorków musi być naprawdę zabawnie 😉
OdpowiedzUsuńJest śmiechu co niemiara:)))
UsuńOmg! Ale szalona ale genialna zabawa! :D
OdpowiedzUsuńPokazałam ją znajomym w Polsce. oże małymi kroczkami i do nas przyjdzie:)
Usuń