Czasami sobie myślę,
że polityki powinno się zakazać. Pomysł w mojej głowie ożywa prawie zawsze, gdy
mam do czynienia z Rosjanami. Już na studiach w Magdeburgu dość szybko stwierdziłam,
że między nami Słowianami przebiega szczególna nić porozumienia. Z Niemcami tak
łatwo nie było. Trzeba było się nieźle napocić i nagimnastykować, żeby zbudować
sobie z nimi w
miarę przyjacielskie relacje. Z Rosjanami, Ukraińcami wystarczał nieraz jeden wspólnie spędzony wieczór i już stanowiliśmy paczkę ludzi, którzy i chętnie razem zabalowali, i sobie nawzajem w potrzebie pomagali. Atmosfera serdeczności zdychała tylko podczas politycznych i historycznych debat. Wtedy skakaliśmy sobie do oczu, gotowi je jeden drugiemu wydrapać. Najczęściej tworzył się wówczas obóz Polacy i Ukraińcy kontra Rosjanie. Gdy już jednak wypluliśmy na siebie nawzajem z całą zajadłością zgromadzoną w zaułkach naszego jestestwa żółć, na stole pojawiała się wódka, która miała w tym przypadku ochłodzić nasze temperamenty. Świat przestawał być na powrót czarno-biały, tylko mienił się tysiącem barw, a my razem śpiewaliśmy ballady... aż do kolejnej politycznej dysputy z wyrywaniem sobie włosów z głowy.
miarę przyjacielskie relacje. Z Rosjanami, Ukraińcami wystarczał nieraz jeden wspólnie spędzony wieczór i już stanowiliśmy paczkę ludzi, którzy i chętnie razem zabalowali, i sobie nawzajem w potrzebie pomagali. Atmosfera serdeczności zdychała tylko podczas politycznych i historycznych debat. Wtedy skakaliśmy sobie do oczu, gotowi je jeden drugiemu wydrapać. Najczęściej tworzył się wówczas obóz Polacy i Ukraińcy kontra Rosjanie. Gdy już jednak wypluliśmy na siebie nawzajem z całą zajadłością zgromadzoną w zaułkach naszego jestestwa żółć, na stole pojawiała się wódka, która miała w tym przypadku ochłodzić nasze temperamenty. Świat przestawał być na powrót czarno-biały, tylko mienił się tysiącem barw, a my razem śpiewaliśmy ballady... aż do kolejnej politycznej dysputy z wyrywaniem sobie włosów z głowy.
Rosyjskiego
nauczyłam się w Niemczech za sprawą moich rosyjskojęzycznych kolegów. Za ich
sprawą także na nowo odkryłam znienawidzoną kaszę i odkopałam w szafie ołówkowe spódnice, na które jakoś przez kilka lat nie miałam ochoty. Oni zaś uczyli się ode mnie łączenia ciekawostek ze świata zachodniego z tymi typowymi dla świata Europy Wschodniej. Z sąsiadami ze wschodu życie zawsze nabiera wesołego posmaku i człowiek czuje się jakby był częścią jakiejś większej rodziny.
sprawą także na nowo odkryłam znienawidzoną kaszę i odkopałam w szafie ołówkowe spódnice, na które jakoś przez kilka lat nie miałam ochoty. Oni zaś uczyli się ode mnie łączenia ciekawostek ze świata zachodniego z tymi typowymi dla świata Europy Wschodniej. Z sąsiadami ze wschodu życie zawsze nabiera wesołego posmaku i człowiek czuje się jakby był częścią jakiejś większej rodziny.
Pamiętam, gdy
jako studentka zostałam spontanicznie zaproszona przez przyjaciela znajomego Ukraińca
na urodzinowe grill party w miejskim parku. Owego przyjaciela właściwie nie
znałam. Zaprosił mnie chyba tylko dlatego, że kolegowałam się z Żenią. Prezentu
też nie miałam i za późno było, żeby coś kupić. Grzecznie zatem odmówiłam.
Wracając jednak z biblioteki pomyślałam sobie, że złożyć życzenia przecież mogę.
Nazrywałam po drodze kwiatków i wpadłam (w planach tylko na sekundę) na ową
imprezę. Był 9 maja. Impreza urodzinowa polegała na śpiewaniu przez zgromadzonych
Rosjan i Ukraińców pieśni wojennych. Gdy skończyłam składać życzenia
solenizantowi i chciałam się taktownie oddalić, ten zatrzymał mnie „O niet,
niet, maja darogaja. Ty jeszo niczewo nie pakuszala. Tak nielzja.” I już
wepchnął w moją dłoń talerz z wielkim stekiem, a w drugą kieliszek wódki. Inni
goście, którzy mnie jeszcze nie znali, szybko mnie obskoczyli. „A kak Twoj
zawod?” „Kasia.” „Riebiata! Eto Kasia!”, a zaraz potem ryknęli tłumnie „Katiusza!
Eto na Twoju czest!” i zaczęli śpiewać „Katiuszę”. Chyba pół miasta ich wtedy
słyszało. To była jedna z fajniejszych imprez, na jakich kiedykolwiek byłam. Wróciłam
o jakieś 4 nad ranem.
Kolega z pracy Najcudowniejszego
Pod Słońcem Męża właśnie przechodzi tą samą ścieżkę, jaką ze mną przchodził mój
małżonek. Jakiś czas temu poślubił Rosjankę, która teraz przyjechała żyć z nim
w Niemczech. Ani on, ani sprzdawcy w sklepach nie rozumieli, o co jej chodzi,
gdy pytając o twaróg, próbowała wyjaśnić co to jest: „Wie Pan, jak mleko się
popsuje, to powstaje kefir, a gdy ten kefir się popsuje, to mamy twaróg.”. „To
dlaczego chce Pani w ogóle coś takiego jeść??!!!” słyszała w odpowiedzi.
Zrozumienie znalazła u mnie zaraz podczas pierwszego spotkania. Zaserwowałam
jej i twaróg, i kiszone ogórki, do produkcji których nawet specjalnie
ściągnęłam z polski gliniany garnek, i grzybki (Niemcy nie chodzą na grzyby), i
oczywiście kefir. Ten ostatni stanowił także jej ogromną tęsknotę, toteż
podzieliłam się z nią Klumpim – naszym bardzo ważnym członkiem rodziny, który dba
o to, aby w naszej lodówce obok polskiego kefiru był jeszcze jego drugi gatunek.
Klumpi to grzyb kaukaski, który obrabia nam mleko😊)) Jej mąż patrzył na nas wielkimi,
niezrozumiałymi oczami, a dla nas od razu było jasne, że oto właśnie rodzi się
fajna przyjaźń. Oczywiście podałam jej też od razu adres sklepu rosyjskiego.
Do tego sklepu
lubię chodzić nie tylko ze względu na produkty, których nigdzie indziej nie
dostanę. Będąc tam mam wrażenie, że czas cofnął się o ileś lat. Ogórki są
krzywe i nierówne. Pietruszka wystawiona jak na rynku, a nie opakowana w
celulozową folię, a sprzedawane tam róże są duże, kolorowe i pachną jak w
ogródku.
Najbardziej
jednak lubię dział z mydłem i powidłem. Można w nim kupić zmiotki, jak do
chałup na wsi, fartuchy rodem z socjalizmu, kraciaste torby rynkowe, witki do bani,
lalki wańki-wstańki, kiczowate wazy w kształcie ryby o złotych ustach itp.,
plastikowe myjki do pleców w barwach rosyjskich i czapki, jakie nosi się tylko
w Rosji.
Po przeprowadzce do Brunszwika Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rozpoznanie miasta zaczął od wyszukania polskiego i rosyjskiego sklepu, dokąd mnie zabrał w ramach "wycieczki-niespodzianki". Strasznie się cieszę, że mamy teraz niedaleko także polski sklep, ale uczciwie muszę przyznać, że te rosyjskie lepiej się sprawdzają jako antidotum na zły humor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz