24 grudnia 2015
13 grudnia 2015
Z jakiej okazji Niemcy dają sobie w prezencie buble?
W Niemczech w okresie bożonarodzeniowym praktykowana jest dość
dziwaczna tradycja obdarowywania się śmieciami. Rzecz polega na
tym, by pozbyć się z domu badziewi – popsutego, zardzewiałego
chłamu tudzież rupieci, które nie są nam już potrzebne, lub nie
podobają się nam i nie wyjść z imprezy z bublem, w którego
posiadanie nikt, ale to już nikt nie chce wejść. Zwyczaj cieszy
się tak dużą popularnością, że powstały sklepy internetowe
reklamujące buble. Można w nich kupić min: ”Symfonię pralki”,
nauszniki w kształcie piersi, czy też torebkę dla zakrycia
brzydkiej twarzy.
Zabawa jest organizowana w gronie przyjaciół, kolegów szkolnych,
czy współpracowników. Ja przykładowo zorganizowałam w tym roku Schrottwichteln
także w grupach obcokrajowców, którym przybliżam język i kulturę
naszych zachodnich sąsiadów, wczoraj zaś byliśmy na tradycyjnej
imprezie śmieciowej w gronie naszych znajomych. Impreza była połączeniem:
- imprezy poprzeprowadzkowej naszego kolegi (w Niemczech jest dość oczywistym, że gdy ktoś ze znajomych ma przeprowadzkę, to grono kolegów stawia swoje muskuły na ten dzień do dyspozycji, a w nagrodę potem przeprowadzający się organizuje imprezę na ich cześć. Właśnie wczoraj honorami była otoczona nasza ciężka praca z końca września, kiedy to pomogliśmy Guido przenieść jego kram do nowego mieszkania. Poniżej dowody na to, jak mocno zasłużyliśmy na nagrodę:)
- wspólnego ubierania drzewka bożonarodzeniowego (Guido nie miał do tej pory miejsca na choinkę, dopiero w nowym mieszkaniu mógł sobie na nia pozwolić i wczoraj ją wszyscy wspólnymi siłami przystroiliśmy. Każdy musiał ze sobą przynieść jakieś ozdoby. My zrobiliśmy łańcuch z kolorowymi kokardkami, którego nauczyła mnie go robić mama, jak byłam małą dziewczynką:)
Tak się prezentowało drzewko, gdy każdy zawiesił swoją ozdobę. Dorzucił się nawet kot Kathrin, który musiał oddać swoja szmacianą mysz na ten cel.
- oraz Schrottwichteln(!)
Przebieg całej procedury wygląda
następująco. Na imprezę przychodzimy z bublem zapakowanym w
gazetę lub worek na śmieci. Gdy wszystkie podarki są już złożone w jednym miejscu
zaczyna się walka o zdobycie prawa do wybrania sobie jednego z
prezentów.
Furtkę Sezamu otwiera wyrzucenie szóstki. Jeśli
wyrzuciło się inną liczbę, to swojego szczęścia próbujemy w
kolejnej turze. Gdy już wszyscy mają w rękach gazetowe zawiniątko
dochodzi do uroczystego aktu rozpakowania podarku, w którego
posiadaniu się znaleźliśmy.
Przyrząd kuchenny, który losowo wybrałam z góry pakunków po wyrzuceniu szóstki |
A tą oto cudowną książeczkę odkrył mój cudowny małżonek, gdy rozpakował swój podarek: "Ubierz Angie" - książka z papierową lalką kanclerz i wycinankami różnych strojów dla niej... |
Dopiero teraz zaczyna się cała
zabawa. Po wzajemnych oględzinach swoich bubli wybierany jest król
balu w postaci najgorszego barachła spośród całej rupieciarni –
cel dalszej gry: tylko nie zostać na koniec gry właśnie z tym
cholerstwem, bo moi drodzy podarek, który wybraliśmy z kupy
śmieci to nie jest rzecz, z którą zostaniemy na koniec.
Wczorajszymi dwoma najgorszymi prezentami były gruchoty, które my ze sobą przywlekliśmy:))) stary, niedziałający laptop oraz...
prastary komputer... w popsutej walizce...
To się kolega ucieszył, jak otworzył swoją paczkę... |
Na widok zawartości walizki cały pokój gruchnął jednogłośnie "O, du Scheiße!". Poza wielkością naszego pakunku do jego badziewiatości dorzucił się jeszcze fakt, że w Niemczech za oddanie sprzętu elektronicznego do zutylizowania się płaci... Obdarowany ma więc naprawdę powód do radochy... No cóż komputer za mikser. Też nie chciałam zostać z moją zdobyczą na koniec zabawy, ale najbardziej baliśmy się ponownego wejścia w posiadanie przyciągnietego przez nas chłamu.
Wracajmy zatem do zabawy. Teraz
wszyscy siadają w kręgu i na początku określają zasady wymieniania sie prezentami. Są one dość luźne. Można po prostu ciągnąć losy,
kto kogo ma obdarować, ale większą popularnością cieszą się
bardziej wyrafinowane sposoby wlepienia innym swojej szmiry. Moi
znajomi pozostają dalej przy kostce. Dla każdej
wyrzuconej liczby zasady przekazywania sobie prezentów. Np. gdy
wypadnie jedno oczko każdy przekazuje swoją paczuszkę sąsiadowi z
lewej strony. Gdy wypadnie czwórka osoba rzucająca kostką wybiera
sobie ofiarę, z którą wymienia się swoimi „skarbami”. Gdy
kostka pokaże sześć oczek wszyscy oddają swoje zawiniątka
naprzeciw siedzącej osobie, itd.
Przekazywanie sobie nawzajem bubli
kończy się wraz z upływem z góry ustalonego czasu. Wygrywa ten, w
czyich rękach znajdzie się najmniej bolesny chłam.
Uff, udało się nam:) Obydwoje zostaliśmy z książkami - ja z kucharską starocią
A moje Słońce, jak na filozofa przystało z dziełem Schopenhauera. Właściwie jego zdobycz jest bardzo dobrą pozycją, ale to co dla jednego jest Schrottem, dla drugiego cennością...
Wczorajszego wieczora "wygrać" można było jeszcze min. przeterminowane kondomy, stojak na CD w postaci kości, badziewne wazoniki, poniższą gęś...(kto produkuje coś takiego i kto to potem kupił???!!!)
Oraz śpiewające i tańczące drzewko bożonarodzeniowe, o którego zdobycie toczyły się zażarte boje, tak nas wszystkich urzekło:)
6 grudnia 2015
Druga niedziela adwentu
O tym, że dzisiejszy dzień to druga niedziela adwentu przypominają dwie zapalone świeczki w wieńcu adwentowym. Z mężem pielęgnujemy zarówno polskie jak i niemieckie tradycje i tak jak przed tygodniem urządziliśmy Andrzejki, to w czas adwentu staramy się zachować wszystkie związane z tym czasem niemieckie tradycje.
Wieniec adwentowy – co to w ogóle
jest? W Polsce nie mamy tradycji ich tworzenia. Znane są nam jak
najbardziej stroiki, które stawiamy na stołach w okresie
świątecznym, ale wieńca z czterema świecami zapalanymi co tydzień
w okresie adwentu raczej nie znajdzie się w polskim domu.
Na pomysł stworzenia takiego wieńca wpadł ponoć 170 lat temu mieszkający w okolicach Hamburga Johann Hinrich Wichern. Poruszony losem ubogich dzieci, stworzył dla nich dom i opiekował się nimi, a wiadomo, że najwspanialszy okres w ciągu całego roku dla maluchów to właśnie Gwiazdka:) Dzieciaki nie mogły doczekać się ulubionego dnia w roku i im bliżej było do Bożego Narodzenia, tym bardziej zadręczały biednego Johanna Hinricha pytaniami o to, kiedy już będą święta. Pewnego dnia miał on wpaść na pomysł, jak zobrazować dzieciom czas oddzielający je od Wigilii i stworzył z koła powozu wieniec z 19 małymi i 4 dużymi świecami. Każdego dnia zapalał kolejną małą świeczkę, a w każdą niedziele dużą świecę. W ten sposób było łatwiej zobaczyć dzieciom, ile dni zostało do 24. grudnia. Z czasem i inni przejęli ten zwyczaj, przy czym wieńce zostały uproszczone – miały tylko 4 świece symbolizujące poszczególne niedziele adwentowe. Dziś wiele niemieckich rodzin stawia na stołach, bądź wiesza takie wieńce w swoich domach.
Nasz wieniec prezentuje się tak:)
Jeśli nawet nie mieliście okazji widzieć wieńców adwentowych, to założę się,
że wiecie, co to kalendarz adwentowy. Tak, tak mam na
myśli te kolorowe pudełka z wizerunkiem Świętego Mikołaja, czy
też choinki z 24 okienkami skrywającymi czekoladki w różnych
kształtach. Tak się składa, że tradycja kalendarza adwentowego
przybyła do nas od naszych zachodnich sąsiadów! Ich początkiem
były zawieszane na ścianie obrazki na ścianie – każdy obrazek
symbolizował kolejny dzień do Gwiazdki. Często były to 24
obrazki, ale prawdziwy kalendarz adwentowy powinien liczyć dokładną
liczbę dni od pierwszej niedzieli adwentu do Wigilii, co oznacza, że
może ich być np. 27. Kalendarze z 24 okienkami to bardziej
„kalendarze grudniowe”, ale nikt ich tak nie nazywa.
Zarówno wieńce,
jak i kalendarze adwentowe wprowadzają do domów magiczną atmosferę
oczekiwania na ten cudowny czas, jakim są Święta Bożego
Narodzenia. Dzieci polubiły szczególnie kalendarze i nic dziwnego -
z zasady skrywały w sobie jakąś tajemnicę. A kto nie lubi miłych
niespodzianek? Z biegiem czasu kalendarze ewoluowały i przyjmowały
nowe formy. My teoretycznie mamy dwa kalendarze adwentowe. Jeden z małymi woreczkami, a drugi ze skarpetkami, ale już na samym początku naszego związku zdecydowaliśmy się, że bedziemy zawieszać tylko jeden z nich. Z końcem listopada dzielimy się parzystymi lub nieparzystymi liczbami i wypełniamy dla siebie nawzajem poszczególne skarpetki:
Nie muszą to być wcale łakocie lub prezenty, jeśli ktoś widzi w tym zbyt dużo komercji i konsumpcjonizmu. Ja staram się co roku obdarować mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża śmiesznymi obrazkami, fragmentami z wierszy, powiedzeniami, zaproszeniem na Weihnachtsmarkt lub wspólną kąpiel z szampanem...
W tym roku mój małżonek odwdzięczył się mi poniższym prezentem na Mikołajki:
Nie wiecie, co to jest? Też mi odjęło mowę, gdy w końcu po długich poszukiwaniach odkryłam kryjówkę, w której na mnie czekał (bo prezent nie zmieścił się nawet do tej dużej czerwonej skarpetki zawieszonej przy kalendarzu specjalnie z myślą o 6.12 i musiałam go sobie najpierw sama znaleźć). Szukasz, szukasz, a w końcu znajdujesz te dwie mordy...
Okazuje się, że Grüffelo to jakieś kultowe stwory w Niemczech i teraz będą nam towarzyszyć przez cały adwent. 24 karty zawierają zadania na każdy dzień oczekiwania na Gwiazdkę:
I tym sposobem na dziś zapowiedziane jest pieczenie jabłek z cynamonem. Juhu! Uwielbiam ich zapach unoszący się w domu.
Magiczne pudełko z tymi dwoma przeuroczymi istotami zawiera ponadto naszą nową dekorację na choinkę:
Może jednak niekoniecznie...
Jeśli macie ochotę możecie sami stworzyć swój własny
kalendarz adwentowy. Mogą to być składane obrazki – gdzie
każdego dnia otwierany byłby kolejny z nich; małe torebeczki
skrywające niespodziankę na każdy dzień; obrazki do kolorowania, karty z różnymi zadaniami bądź układanka puzzle
składająca się 24 elementów. W celu przygotowania tej ostatniej
wystarczy narysować obrazek i pociąć go na 24 kawałki.
Fantastycznym pomysłem jest też wieczorne czytanie opowieści wigilijnych. Cała rodzina może się zebrać z kubkiem gorącej czekolady i wspólnie słuchać kolejnych historii. Nam obecnie towarzyszą opowiadania bożonarodzeniowe z różnych krajów. Wczoraj poznaliśmy jedną z białoruskich bajek, dziś dzień rozpoczęliśmy opowiadaniem z Majorki.
Wszystko leży w rękach Waszej kreatywności!
Fantastycznym pomysłem jest też wieczorne czytanie opowieści wigilijnych. Cała rodzina może się zebrać z kubkiem gorącej czekolady i wspólnie słuchać kolejnych historii. Nam obecnie towarzyszą opowiadania bożonarodzeniowe z różnych krajów. Wczoraj poznaliśmy jedną z białoruskich bajek, dziś dzień rozpoczęliśmy opowiadaniem z Majorki.
Wszystko leży w rękach Waszej kreatywności!
Życzę Wam
radosnego oczekiwania na Święta Bożego Narodzenia!
PS. A to nasze jabłuszka, mniam-mniam!
PS. A to nasze jabłuszka, mniam-mniam!
Gorące, pieczone jabłka z lodami - niebo w gębie! |
2 grudnia 2015
Weihnachtsmarkt
Jeśli świętować Boże Narodzenie to tylko w Polsce, ale czas adwentu najpiękniejszy jest w Niemczech. Pamiętam, jak jeszcze jako studentka spędzałam swoją pierwszą zimę u naszych zachodnich sąsiadów i jak zachwycił mnie u nich okres oczekiwania na Gwiazdkę. Podczas gdy u nas w wielu rodzinach tworzy się na grudzień cały harmonogram mycia okien, prania firanek i pościeli, wielgachnych zakupów, które wykarmiłyby cały dywizjon armii, a na koniec trzydniowego pichcenia, to czas adwentu w Niemczech jest bardziej poświęcony celebrowaniu magii, jaka otacza Boże Narodzenie. Rodzina i kręgi przyjaciół niekoniecznie czekają do 24.12 na wielkie spotkanie, tylko przez cały miesiąc wspólnie chodzą na koncerty kolęd, wystawy adwentowe (wiele galerii urządza specjalnie na ten czas wystawy - nie muszą to wcale być obrazki z zimowymi krajobrazami, po prostu atmosfera panująca wówczas w galeriach przypomina, że zabliża się czas świąt), organizują imprezy podczas których wszyscy goście wspólnie przystrajają choinkę, czy też Glühweinparty (imprezy, na których króluje grzaniec) tudzież spotykają się na jarmarku bożonarodzeniowym (Weihnachtsmarkt). Właśnie Weihnachtsmarkty kocham najbardziej. Wpisały się one już na stałe w grudniowy krajobraz miast niemieckich. To ich obecność roznieca w powietrzu magię oczekiwania na Boże Narodzenie, czego mi w Polsce brak. Wprawdzie przychodzą one powoli i do nas, ale jeszcze nieśmiało i nie zawsze z tą atmosferą, jaką wysypują z worka tutaj w Niemczech. Oczywiście jestem świadoma tego, że na owych jarmarkach inni zarabiają niemałe pieniądze, więc i żądny kapitalizm się kłania, ale w tym przypadku cenię bardziej fakt, że Weihnachtsmarkty motywuja ludzi do spotkań i spędzenia wspólnie czasu. W końcu chyba to jest najważniejsze, a firanki zawsze mogę sobie uprać w styczniu.
A tak wygląda w naszym mieście Weihnachtsmarkt:)
Czego na jarmarku bożonarodzeniowym nie może zabraknąć to punczu i grzańca |
Stałą atrakcją są też drewniane zabawki dla dzieci |
Najważniejszy punkt każdego Weihnachtsmarktu: Weihnachtspyramide (Piramida bożonarodzeniowa) |
Śmieszny pomysł: łyżwy na choince - dekoracja w jedenj z kawiarni. |
Wkrótce opowiem Wam o innych tradycjach adwentowych w Niemczech, a na razie życzę Wam, żebyscie w gonitwie przedświątecznej znaleźli czas dla swoich najbliższych. Pamietajcie: każdy dzień to pierwszy dzień Waszego dalszego życia!
Cudownego czasu adwentu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)