Przed Wielkanocą Europa
przeżyła nowy szok w wyniku przeprowadzonych ataków
terrorystycznych w Brukseli (a potem kolejny, gdy media zaczęły
podawać, jak poszczególne organy zlekceważyły ostrzeżenia i
informacje o przeszłości sprawców), następnie świat obiegła
informacja o zamachach na chrześcijan w Pakistanie. Zaraz po
Wielkanocy na polskie ulice wyszli katoliccy fanatycy domagając się
ustawy całkowicie zakazującej aborcji, a w Niemczech protestanci
pytają się mnie z wyższością, czemu Polacy tak uczepili się tej
zacofanej religii, jakim jest katolicyzm.
W związku z obecną
sytuacją międzynarodową toczy się sporo dyskusji na temat, czy
terroryzm jest związany z islamem, czy też nie. W różnych krajach
dyskurs ten przebiega w różnoraki sposób. W niemieckiej debacie
panuje raczej tendencja oddzielania tych dwóch rzeczy od siebie. W
mediach polskich za to dało się usłyszeć wcale niegłupie
podsumowanie, że takich ataków terrorystycznych jak te w Brukseli,
czy w Pakistanie nie da się całkowicie oddzielić od islamu, tak
jak nie da się oddzielić wypraw krzyżowych w przeszłości od chrześcijaństwa. A potem przyszedł jeszcze Luter... i wojny religijne w
Europie XVI wieku.
Jako Europejczycy
patrzymy niejako z góry na wyznawców islamu, niejednokrotnie
dziwiąc się, jak można być wyznawcą tak (cytuję różne
zasłyszane w codziennych rozmowach zarówno w Polsce, jak i w
Niemczech osoby) „ograniczającej”, „fanatycznej” i „głupiej”
religii, zapominając, że i nasi przodkowie byli gotowi oddać swoje
życie w imię wyznawanej wiary. Ale my ten czas mamy już za sobą,
my się już ucywilizowaliśmy – oddychamy ze spokojem. Czy aby na
pewno?
Po wydarzeniach
sylwestrowych w Niemczech, niemiecka prasa poświęciła bardzo sporo
uwagi pozycji kobiet w krajach arabskich publikując nowe oraz
przypominając wcześniejsze artykuły poświęcone tej tematyce. To
właśnie z tekstu Amiry El Ahl w Spieglu dowiedziałam się, że w
Egipcjanki jeszcze do połowy lat 80-tych XX w. nosiły mini
spódniczki oraz odzież odsłaniającą ramiona. W pierwszej połowie
XX w. Egipt wzorował się na Europie. Wówczas to żyjące tam
kobiety cieszyły się większą swobodą oraz równouprawnieniem niż
dzisiaj. Obecnie w Egipcie panuje dyktat higabu, a opracowane przez
336 ekspertów z 22 krajów arabskich w 2013 roku wyniki badań
pokazały, że spośród wszystkich krajów arabskich kobiety w
Egipcie cierpią najbardziej. Nawet w objętej konfliktem wojennym
Syrii sytuacja kobiet nie była tak tragiczna, jak sytuacja
Egipcjanek.
Cóż takiego się tam
zatem dzieje? Wyniki badań z 2013 roku wykazały, że 91%
dziewczynek została poddana obrzezaniu, 99,3 % kobiet w Egipcie była
seksualne napastowana. (dla przykładu tylko podczas czterech dni
protestów w 2012 roku na placu Tahrir doszło do 91 przestępstw na
tle seksualnym...). Jedną z prób przeciwdziałania męskiemu
zachowaniu było podzielenie wagonów metra na te dla mężczyzn i na
te tylko dla kobiet. Tylko, że tego typu działania nie rozwiązują
przyczyn problemu.
Do zaostrzenia zasad
życia w Egipcie znacznie przyczyniły się w ostatnich czasach
media, pośród których zaczęło przybywać jak grzybów po deszczu
programów religijnych, a jako że 40% społeczeństwa to analfabeci,
to poddają się łatwo dyktatowi głoszonemu przez jakiś
fanatycznych wyznawców islamu, którzy po swojemu interpretują
zasady Koranu. Bo jakby się wczytać w Świętą Księgę
muzułmanów, okazuje się, że o pewnych zasadach nie ma tam wcale
mowy, o które tak napastliwie walczą pewne grupy.
Ktoś może teraz zada
pytanie, po co ja się tutaj rozpisuję o sytuacji Egipcjanek? Co to
ma wspólnego z nami? Ano sporo. Patrząc na polskie ulice (i
kościoły), gdzie pewne grupy nie widzą w kobietach ludzi, a tylko
obiekty do spełniania określonych zadań, w tym przypadku maciory
do rozpłodu mające zgodnie z ich żądaniami rodzić nawet martwe
dzieci, nawet płody będące wynikiem gwałtu, to nie widzę
większej różnicy pomiędzy wyznawcami islamu chcącymi decydować,
co się dzieje pomiędzy nogami kobiety, a naszymi katolikami
przejawiającymi dokładnie takie same zainteresowania.
Tak, ucywilizowaliśmy
się. Nie latamy w imię Boga Wszechmogącego z bombami
nafaszerowanymi gwoździami i innymi ułamkami za pasem. Nie
wysadzamy się w powietrze, ale bomba w brzuchu kobiety w postaci
płodu, którego urodzenie ma ją kosztować życie jest jak
najbardziej w porządku. Nie zabijamy innowierców, ale śmierć
niewyznawczyni katolicyzmu w wyniku donoszenia niebezpiecznej dla jej
życia ciąży jest ok. Nie torturujemy w imię naszej wiary, tylko
jak nazwać zmuszanie kobiety do rodzenia nieżywego płodu?
Popierającym całkowity zakaz aborcji wyjaśniam, że to horror nie
tylko dla kobiet chcących mieć dzieci, ale i dla tych, których ich
nie chcą. To tak, jakby ktoś żyletką przejechał po genitaliach
kobiety. A jak, jeśli nie torturami, nazwać zmuszanie do porodu,
nawet gdy ciąża może kosztować kobietę ślepotę, czy inny
poważny uszczerbek na zdrowiu? Albo gdy jest wynikiem gwałtu? Czy
wy „obrońcy życia” wiecie, czym jest gwałt dla kobiety? Życie,
którego tak bronicie, to nie tylko DNA, kości, skóra, bijące
serce i potrzeby fizjologiczne. To też zdrowie psychiczne, którego
miejsce obejmuje w polskim kościele katolickim, po raz kolejny
fanatyzm.
W czasie tej wrzącej nad
Wisłą atmosfery niektórzy wyznawcy protestantyzmu zadają mi
pytania, czemu Polacy jeszcze tak pazurami trzymają się
katolicyzmu. „Przecież ta religia to ciemnogród.” komentują
niektórzy z nich. Przyjrzyjmy się zatem naszym bliżej sąsiadom, a
wraz z tym i religii potocznie zwanej „oświeconą”.
Zacznijmy od ogólnego
przeglądu sytuacji religijnej w Niemczech. Niemcy reprezentują w
tej kwestii niezwykle kolorowy krajobraz. Południe jest katolickie,
Zachód protestancki, Wschód ateistyczny (z wyjątkami niewielkich
regionów) – tak bardzo ogólnikowo można by podzielić ten kraj.
Według opublikowanej na stronie http://de.statista.com statystyki
przedstawiającej stan z 2015 roku 23,94% wierzących to katolicy,
23,04% stanowią ewangelicy, 4% społeczeństwa to wyznawcy islamu,
1,53% społeczeństwa należy do kościoła prawosławnego, 0,27%
stanowią buddyści, 0,1% hinduiści i 0,1% wyznaje judaizm. Badania
z 2012 opublikowane na tym samym portalu wskazują, że w Niemczech
Wschodnich mieszka najwyższy w całej Europie odsetek ateistów:
65,3% badanych stwierdziło, że nie wierzy i nigdy nie wierzyło w
Boga. Dla porównania liczby te w znajdujących się na kolejnych
miejscach tejże statystyki krajach skandynawskich oscylowały w
przedziale 30-40% (Szwecja 44,7%; Norwegia 33,1%). W Niemczech
Zachodnich odsetek ateistów wynosi 10,8%. I w tychże Niemczech
Zachodnich chcę się na chwilę zatrzymać.
Tj. już wspomniałam w
większości regionów tej części Niemiec panuje protestantyzm.
Powszechnie panuje opinia, że protestantyzm to religia ludzi
światłych, niefanatycznych, zdolnych do kompromisu i dyskusji.
Niekoniecznie. Wprawdzie w konkurencji poszanowania opinii innych w życiu
publicznym religia ta w porównaniu z islamem i katolicyzmem chyba
ostatecznie wygrywa, ale w dniu codziennym tak idealna już nie jest.
Pierwszym listem jaki znaleźliśmy w skrzynce po przeprowadzce do Saksonii Dolnej była misjonizująca gazetka pobliskiej parafii protestanckiej. Mimo naszej wyraźnej reakcji, że nie życzymy sobie jej dostawać, uparcie raz na jakiś czas gazetka czeka na nas w skrzynce. Rok szkolny w szkole, w której uczy mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rozpoczynany jest mszą w obrządku protestanckim, która ma miejsce w szkole(!). Msze takie są tam odprawiane z różnych okazji także nieraz w ciągu roku szkolnego... Już widzę to, jak w polskiej szkole odprawiana jest msza, a następnego dnia we wszystkich mediach o tym trąbią. W Saksonii Dolnej, gdzie mieszkamy takie działania są na porządku dziennym. Mało tego, miały miejsce także wydarzenia, że uczniowie siedzący biorący udział w lekcji religii katolickiej, a nawet etyki zostali zmuszeni do wzięcia udziału w tejże mszy. Bezceremonialnie zabrano ich z klasy i posadzono w auli, w której odprawiano modły. Co więcej, nauczyciele wykładający zasady religii protestanckiej stosowali taki mobbing w stosunku do dziewczyny prowadzącej zajęcia z religii katolickiej, że ta ostatecznie postanowiła się wynieść z tego regionu. Kilka miesięcy temu zakończyła kontrakt ze szkołą.
Pierwszym listem jaki znaleźliśmy w skrzynce po przeprowadzce do Saksonii Dolnej była misjonizująca gazetka pobliskiej parafii protestanckiej. Mimo naszej wyraźnej reakcji, że nie życzymy sobie jej dostawać, uparcie raz na jakiś czas gazetka czeka na nas w skrzynce. Rok szkolny w szkole, w której uczy mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rozpoczynany jest mszą w obrządku protestanckim, która ma miejsce w szkole(!). Msze takie są tam odprawiane z różnych okazji także nieraz w ciągu roku szkolnego... Już widzę to, jak w polskiej szkole odprawiana jest msza, a następnego dnia we wszystkich mediach o tym trąbią. W Saksonii Dolnej, gdzie mieszkamy takie działania są na porządku dziennym. Mało tego, miały miejsce także wydarzenia, że uczniowie siedzący biorący udział w lekcji religii katolickiej, a nawet etyki zostali zmuszeni do wzięcia udziału w tejże mszy. Bezceremonialnie zabrano ich z klasy i posadzono w auli, w której odprawiano modły. Co więcej, nauczyciele wykładający zasady religii protestanckiej stosowali taki mobbing w stosunku do dziewczyny prowadzącej zajęcia z religii katolickiej, że ta ostatecznie postanowiła się wynieść z tego regionu. Kilka miesięcy temu zakończyła kontrakt ze szkołą.
W tą niedzielę
dzieciaki będą miały konfirmację (odpowiednik bierzmowania), z
tej racji otrzymują nie tylko wolny poniedziałek w szkole, ale i
kartkę gratulacyjną. Gdy mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż
spytał się dyrektora szkoły, dlaczego uczniowie wyznania
katolickiego tudzież judaistycznego po tego typu obrzędach w swoich
kościołach nie są honorowani w ten sposób, uzyskał odpowiedź,
że tu panuje protestantyzm. Tyle w temacie faktycznego rozdziału
państwa od kościoła w Niemczech. A jako wisienkę na czubek tortu
dołożę jeszcze informację, że w każdą sobotę w państwowej
telewizji wyświetlane jest „Słowo na niedzielę”
protestanckiego lub katolickiego pastora. Przypomnę, że w Niemczech
składki na telewizję państwową są pobierane od każdego
gospodarstwa domowego, a nie od faktycznie posiadanego aparatu
telewizyjnego, czy radioodbiornika. Oznacza to, że ateiści i
wyznawcy innych religii są zmuszani, do płacenia niejako za
wystąpienie księży religii chrześcijańskich przed kamerami. Nie
wiem, czy w kraju uznanym jako sekularny, coś takiego powinno mieć
miejsce. Można by było rozwinąć w tym miejscu temat wzajemnego
społecznego wsparcia, solidarnego finansowania potrzeb różnych
grup, ale to na inny artykuł. Pozostawiam to pytanie zatem otwarte i
pozwolę sobie przejść do kwestii aborcji w Niemczech.
Niemcy przeszli długą
drogę do uregulowań aborcyjnych w dzisiejszej postaci. Jakby tak
się przyjrzeć historii, to nasze kraje niejednokrotnie się mijały.
Kiedy u nas uregulowania odnośnie przerywania ciąży były
liberalne, to w Niemczech restrykcyjne i na odwrót. Pierwszy wniosek
o dopuszczenie aborcji złożył w Republice Weimarskiej poseł SPD w
1920 roku. Wniosek okazał się wybiegać wówczas nazbyt w
przyszłość i został odrzucony. Po dojściu do władzy
nacjonalsocjalistów, jedną z pierwszych zmian wprowadzonych w
prawodawstwie było było ponowne obostrzenie kar za ewentualne
przerwanie ciąży. Wyjątkiem były kobiety niearyjskiego
pochodzenia. One mogły dokonywać aborcji bez konsekwencji. W 1935
Heinrich Himmler założył związek Lebensborn e.V. Jego zadaniem
było wspieranie rozrodczości rasy aryjskiej. Jednocześnie
utrudniony został dostęp do środków antykoncepcyjnych. Niemieckim
matkom hołdowano, co podkreślały liczne ceremonie. To stąd aż po
dzień dzisiejszy w Niemczech większe znaczenie od Dnia Kobiet ma
Dzień Matki, który w czasach hitlerowskiego reżimu był świętem
narodowym. W tym czasie Polska cieszyła się jednym z najbardziej
liberalnych ustawodawstw aborcyjnych w Europie dopuszczającym
aborcję z powodu ścisłych wskazań medycznych oraz gdy ciąża
zaistniała w wyniku gwałtu, kazirodztwa bądź współżycia z
nieletnią poniżej lat 15 [Kodeks karny (Dz. U. z dnia 15 lipca 1932)]. Podczas II wojny światowej naziści dali w jednej sferze okupowanemu narodowi polskiemu totalną swobodę - Polki miały prawo dokonywania aborcji bez jakichkolwiek ograniczeń. Skąd taka wolność, sami się domyślacie. W Polsce Ludowej ustawa ta została na powrót nieco zaostrzona. Decydujące miały być w tej kwestii opinie lekarskie dotyczące zdrowia płodu oraz matki. Ustawa dopuszczała przerwanie ciąży przy podejrzeniu, że ciąża powstala w wyniku czynu zakazanego oraz ze względu na ciężką sytuację życiową matki. (Dz. U z 1956 Nr 12, poz.61). Podobną ustawę z małymi różnicami zaczęto wprowadzać
w sowieckich strefach okupacyjnych NRD już w latach 1947/48, ale już
we wrześniu 1950 uchwalono nową, jednolitą dla wszystkich landów
w NRD ustawę „O ochronie matki i dziecka oraz prawach kobiety” w
myśl której przywrócono praktycznie ustawę z czasów weimarskich
w celu wspierania rozwoju liczebnego społeczeństwa NRD. U brata
sąsiada sytuację kobiet zmieniły protesty społeczne 1968 roku. W
1970 w Niemczech Zachodnich toczyła się wielka debata nt. aborcji.
Głośno występowano przeciw bronionemu przez kościoły
chrześcijańskie par.218 konstytucji mówiącemu:
- Kto przerwie ciążę, zostanie ukarany karą pozbawienia wolności do trzech lat lub karą pieniężną.
- W przypadku szczególnie ciężkich przypadków kara pozbawienia wolności może zostać podniesiona z 6 m-cy do pięciu lat. Ze szczególnie ciężkim przypadkiem mamy do czynienia, gdy działania podjęto wbrew woli ciężarnej oraz gdy ciąża zagraża życiu i zdrowiu kobiety.
- Jeśli ciężarna dokona wspomnianego czynu, może zostać pozbawiona wolności do roku czasu.
- Próba jest karalna. Ciężarna nie zostanie ukarana z powodu próby.
[tł. K.M.]
Kobiece organizacje żądały wykreślenia
przytoczonego paragrafu. Obowiązuje on po dziś dzień... ale... w
toku czasu, kiedy to uchwalano i uchylano jeszcze kilka ustaw,
dopisano do niego § 218 a. wskazujący sytuacje, kiedy czyn ten
przestaje być niezgodny z prawem. I tak ustęp 1 zezwala na
dokonanie aborcji na żądanie kobiety, pod warunkiem, że podda się
ona najpierw konsultacji psychologicznej. Po rozmowie z psychologiem
kobieta dostaje przymusowy czas na zastanowienie. Minimalny czas jego
trwania to trzy dni. Ideą tego paragrafu jest przeciwdziałanie
nieprzemyślanej aborcji, która w przyszłości mogłaby także
rzutować negatywnie na zdrowie psychiczne kobiety. Aborcję w tym
przypadku można dokonać wciągu 12 tygodni od zapłodnienia.
Ustęp 2 zezwala na aborcję, gdy ciąża zagraża
życiu bądź zdrowiu (także psychicznemu) kobiety. Choć nie ma tu
jednoznacznej mowy o przypadkach błędnego rozwoju zarodka, to
sformułowanie to obejmuje także tą kwestię. Pod uwagę brana jest
także jej obecna oraz przyszła sytuacja życiowa. W tej sytuacji
aborcji można dokonać przez cały okres trwania ciąży.
Ustęp 3 dopuszcza aborcję, gdy mamy przypadek
ciąży będącej wynikiem aktu przestępczego. Aborcję w tym
przypadku można dokonać wciągu 12 tygodni od zapłodnienia.
Koszty przerwania ciąży na podstawie wskazania
lekarskiego lub kryminologicznego ponosi kasa chorych oraz na wniosek
kobiety znajdującej się w ciężkiej sytuacji materialnej. Jako znajdujące się w
ciężkiej sytuacji życiowej postrzegane są kobiety, których
dochody na okres od 01.07.2015 do 30.06.2016 nie przekraczają 1075
EUR w miesiącu oraz które nie znajdują się w posiadaniu majątku,
który mogłyby w krótkim czasie spieniężyć. Ponad to
ustawodawstwo niemieckie stwierdza, że działania zapobiegające
zapłodnieniu nie są traktowane jako aborcja. Oznacza to nie tylko
wolny dostęp do środków antykoncepcyjnych w aptekach, ale i
możliwe jest zgłoszenie się do szpitala po stosunku z prośbą o
podanie pigułki „po”. Koszt ok. 100 EUR.
Obecna sytuacja aborcyjna
w Niemczech to wynik długiej walki kobiet z politykami i
środowiskami kościelnymi, która to zakończyła się w latach
90-tych XX w. To właśnie w jej wyniku kościoły chrześcijańskie
w Niemczech utraciły swoją szczególną pozycję i przekształciły
się w grupy lobbystyczne, jak to podsumował Thomas Grossbölting w
swojej książce „Der verlorene Himmel: Glaube in Deutschland
seit 1945.” S. 131„Politisierung und Pluralisierung”.
Tak to się kończy drodzy
księża i fanatycy, gdy za mocno uchylicie rąbek kobiecej spódnicy... Religie ustanawiają pewien porządek moralny, ale gdy zamieniają się w reżim, to w którymś momencie uciśnieni mogą dokonać puczu i ustanowić swoją własną hierarchię wartości odwróconą o 180 stopni. Historia nie raz już to pokazała i na nowo udowadnia tę smutną prawdę w dzisiejszym świecie.