8 kwietnia 2016

Fanatyzm i kobiece majtki


Przed Wielkanocą Europa przeżyła nowy szok w wyniku przeprowadzonych ataków terrorystycznych w Brukseli (a potem kolejny, gdy media zaczęły podawać, jak poszczególne organy zlekceważyły ostrzeżenia i informacje o przeszłości sprawców), następnie świat obiegła informacja o zamachach na chrześcijan w Pakistanie. Zaraz po Wielkanocy na polskie ulice wyszli katoliccy fanatycy domagając się ustawy całkowicie zakazującej aborcji, a w Niemczech protestanci pytają się mnie z wyższością, czemu Polacy tak uczepili się tej zacofanej religii, jakim jest katolicyzm.

W związku z obecną sytuacją międzynarodową toczy się sporo dyskusji na temat, czy terroryzm jest związany z islamem, czy też nie. W różnych krajach dyskurs ten przebiega w różnoraki sposób. W niemieckiej debacie panuje raczej tendencja oddzielania tych dwóch rzeczy od siebie. W mediach polskich za to dało się usłyszeć wcale niegłupie podsumowanie, że takich ataków terrorystycznych jak te w Brukseli, czy w Pakistanie nie da się całkowicie oddzielić od islamu, tak jak nie da się oddzielić wypraw krzyżowych w przeszłości od chrześcijaństwa. A potem przyszedł jeszcze Luter... i wojny religijne w Europie XVI wieku.
Jako Europejczycy patrzymy niejako z góry na wyznawców islamu, niejednokrotnie dziwiąc się, jak można być wyznawcą tak (cytuję różne zasłyszane w codziennych rozmowach zarówno w Polsce, jak i w Niemczech osoby) „ograniczającej”, „fanatycznej” i „głupiej” religii, zapominając, że i nasi przodkowie byli gotowi oddać swoje życie w imię wyznawanej wiary. Ale my ten czas mamy już za sobą, my się już ucywilizowaliśmy – oddychamy ze spokojem. Czy aby na pewno?
Po wydarzeniach sylwestrowych w Niemczech, niemiecka prasa poświęciła bardzo sporo uwagi pozycji kobiet w krajach arabskich publikując nowe oraz przypominając wcześniejsze artykuły poświęcone tej tematyce. To właśnie z tekstu Amiry El Ahl w Spieglu dowiedziałam się, że w Egipcjanki jeszcze do połowy lat 80-tych XX w. nosiły mini spódniczki oraz odzież odsłaniającą ramiona. W pierwszej połowie XX w. Egipt wzorował się na Europie. Wówczas to żyjące tam kobiety cieszyły się większą swobodą oraz równouprawnieniem niż dzisiaj. Obecnie w Egipcie panuje dyktat higabu, a opracowane przez 336 ekspertów z 22 krajów arabskich w 2013 roku wyniki badań pokazały, że spośród wszystkich krajów arabskich kobiety w Egipcie cierpią najbardziej. Nawet w objętej konfliktem wojennym Syrii sytuacja kobiet nie była tak tragiczna, jak sytuacja Egipcjanek.
Cóż takiego się tam zatem dzieje? Wyniki badań z 2013 roku wykazały, że 91% dziewczynek została poddana obrzezaniu, 99,3 % kobiet w Egipcie była seksualne napastowana. (dla przykładu tylko podczas czterech dni protestów w 2012 roku na placu Tahrir doszło do 91 przestępstw na tle seksualnym...). Jedną z prób przeciwdziałania męskiemu zachowaniu było podzielenie wagonów metra na te dla mężczyzn i na te tylko dla kobiet. Tylko, że tego typu działania nie rozwiązują przyczyn problemu.
Do zaostrzenia zasad życia w Egipcie znacznie przyczyniły się w ostatnich czasach media, pośród których zaczęło przybywać jak grzybów po deszczu programów religijnych, a jako że 40% społeczeństwa to analfabeci, to poddają się łatwo dyktatowi głoszonemu przez jakiś fanatycznych wyznawców islamu, którzy po swojemu interpretują zasady Koranu. Bo jakby się wczytać w Świętą Księgę muzułmanów, okazuje się, że o pewnych zasadach nie ma tam wcale mowy, o które tak napastliwie walczą pewne grupy.
Ktoś może teraz zada pytanie, po co ja się tutaj rozpisuję o sytuacji Egipcjanek? Co to ma wspólnego z nami? Ano sporo. Patrząc na polskie ulice (i kościoły), gdzie pewne grupy nie widzą w kobietach ludzi, a tylko obiekty do spełniania określonych zadań, w tym przypadku maciory do rozpłodu mające zgodnie z ich żądaniami rodzić nawet martwe dzieci, nawet płody będące wynikiem gwałtu, to nie widzę większej różnicy pomiędzy wyznawcami islamu chcącymi decydować, co się dzieje pomiędzy nogami kobiety, a naszymi katolikami przejawiającymi dokładnie takie same zainteresowania.




Tak, ucywilizowaliśmy się. Nie latamy w imię Boga Wszechmogącego z bombami nafaszerowanymi gwoździami i innymi ułamkami za pasem. Nie wysadzamy się w powietrze, ale bomba w brzuchu kobiety w postaci płodu, którego urodzenie ma ją kosztować życie jest jak najbardziej w porządku. Nie zabijamy innowierców, ale śmierć niewyznawczyni katolicyzmu w wyniku donoszenia niebezpiecznej dla jej życia ciąży jest ok. Nie torturujemy w imię naszej wiary, tylko jak nazwać zmuszanie kobiety do rodzenia nieżywego płodu? Popierającym całkowity zakaz aborcji wyjaśniam, że to horror nie tylko dla kobiet chcących mieć dzieci, ale i dla tych, których ich nie chcą. To tak, jakby ktoś żyletką przejechał po genitaliach kobiety. A jak, jeśli nie torturami, nazwać zmuszanie do porodu, nawet gdy ciąża może kosztować kobietę ślepotę, czy inny poważny uszczerbek na zdrowiu? Albo gdy jest wynikiem gwałtu? Czy wy „obrońcy życia” wiecie, czym jest gwałt dla kobiety? Życie, którego tak bronicie, to nie tylko DNA, kości, skóra, bijące serce i potrzeby fizjologiczne. To też zdrowie psychiczne, którego miejsce obejmuje w polskim kościele katolickim, po raz kolejny fanatyzm.
W czasie tej wrzącej nad Wisłą atmosfery niektórzy wyznawcy protestantyzmu zadają mi pytania, czemu Polacy jeszcze tak pazurami trzymają się katolicyzmu. „Przecież ta religia to ciemnogród.” komentują niektórzy z nich. Przyjrzyjmy się zatem naszym bliżej sąsiadom, a wraz z tym i religii potocznie zwanej „oświeconą”.
Zacznijmy od ogólnego przeglądu sytuacji religijnej w Niemczech. Niemcy reprezentują w tej kwestii niezwykle kolorowy krajobraz. Południe jest katolickie, Zachód protestancki, Wschód ateistyczny (z wyjątkami niewielkich regionów) – tak bardzo ogólnikowo można by podzielić ten kraj. Według opublikowanej na stronie http://de.statista.com statystyki przedstawiającej stan z 2015 roku 23,94% wierzących to katolicy, 23,04% stanowią ewangelicy, 4% społeczeństwa to wyznawcy islamu, 1,53% społeczeństwa należy do kościoła prawosławnego, 0,27% stanowią buddyści, 0,1% hinduiści i 0,1% wyznaje judaizm. Badania z 2012 opublikowane na tym samym portalu wskazują, że w Niemczech Wschodnich mieszka najwyższy w całej Europie odsetek ateistów: 65,3% badanych stwierdziło, że nie wierzy i nigdy nie wierzyło w Boga. Dla porównania liczby te w znajdujących się na kolejnych miejscach tejże statystyki krajach skandynawskich oscylowały w przedziale 30-40% (Szwecja 44,7%; Norwegia 33,1%). W Niemczech Zachodnich odsetek ateistów wynosi 10,8%. I w tychże Niemczech Zachodnich chcę się na chwilę zatrzymać.
Tj. już wspomniałam w większości regionów tej części Niemiec panuje protestantyzm. Powszechnie panuje opinia, że protestantyzm to religia ludzi światłych, niefanatycznych, zdolnych do kompromisu i dyskusji. Niekoniecznie. Wprawdzie  w konkurencji poszanowania opinii innych w życiu publicznym religia ta w porównaniu z islamem i katolicyzmem chyba ostatecznie wygrywa, ale w dniu codziennym tak idealna już nie jest.
Pierwszym listem jaki znaleźliśmy w skrzynce po przeprowadzce do Saksonii Dolnej była misjonizująca gazetka pobliskiej parafii protestanckiej. Mimo naszej wyraźnej reakcji, że nie życzymy sobie jej dostawać, uparcie raz na jakiś czas gazetka czeka na nas w skrzynce. Rok szkolny w szkole, w której uczy mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż rozpoczynany jest mszą w obrządku protestanckim, która ma miejsce w szkole(!). Msze takie są tam odprawiane z różnych okazji także nieraz w ciągu roku szkolnego... Już widzę to, jak w polskiej szkole odprawiana jest msza, a następnego dnia we wszystkich mediach o tym trąbią. W Saksonii Dolnej, gdzie mieszkamy takie działania są na porządku dziennym. Mało tego, miały miejsce także wydarzenia, że uczniowie siedzący biorący udział w lekcji religii katolickiej, a nawet etyki zostali zmuszeni do wzięcia udziału w tejże mszy. Bezceremonialnie zabrano ich z klasy i posadzono w auli, w której odprawiano modły. Co więcej, nauczyciele wykładający zasady religii protestanckiej stosowali taki mobbing w stosunku do dziewczyny prowadzącej zajęcia z religii katolickiej, że ta ostatecznie postanowiła się wynieść z tego regionu. Kilka miesięcy temu zakończyła kontrakt ze szkołą.
W tą niedzielę dzieciaki będą miały konfirmację (odpowiednik bierzmowania), z tej racji otrzymują nie tylko wolny poniedziałek w szkole, ale i kartkę gratulacyjną. Gdy mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż spytał się dyrektora szkoły, dlaczego uczniowie wyznania katolickiego tudzież judaistycznego po tego typu obrzędach w swoich kościołach nie są honorowani w ten sposób, uzyskał odpowiedź, że tu panuje protestantyzm. Tyle w temacie faktycznego rozdziału państwa od kościoła w Niemczech. A jako wisienkę na czubek tortu dołożę jeszcze informację, że w każdą sobotę w państwowej telewizji wyświetlane jest „Słowo na niedzielę” protestanckiego lub katolickiego pastora. Przypomnę, że w Niemczech składki na telewizję państwową są pobierane od każdego gospodarstwa domowego, a nie od faktycznie posiadanego aparatu telewizyjnego, czy radioodbiornika. Oznacza to, że ateiści i wyznawcy innych religii są zmuszani, do płacenia niejako za wystąpienie księży religii chrześcijańskich przed kamerami. Nie wiem, czy w kraju uznanym jako sekularny, coś takiego powinno mieć miejsce. Można by było rozwinąć w tym miejscu temat wzajemnego społecznego wsparcia, solidarnego finansowania potrzeb różnych grup, ale to na inny artykuł. Pozostawiam to pytanie zatem otwarte i pozwolę sobie przejść do kwestii aborcji w Niemczech.
Niemcy przeszli długą drogę do uregulowań aborcyjnych w dzisiejszej postaci. Jakby tak się przyjrzeć historii, to nasze kraje niejednokrotnie się mijały. Kiedy u nas uregulowania odnośnie przerywania ciąży były liberalne, to w Niemczech restrykcyjne i na odwrót. Pierwszy wniosek o dopuszczenie aborcji złożył w Republice Weimarskiej poseł SPD w 1920 roku. Wniosek okazał się wybiegać wówczas nazbyt w przyszłość i został odrzucony. Po dojściu do władzy nacjonalsocjalistów, jedną z pierwszych zmian wprowadzonych w prawodawstwie było było ponowne obostrzenie kar za ewentualne przerwanie ciąży. Wyjątkiem były kobiety niearyjskiego pochodzenia. One mogły dokonywać aborcji bez konsekwencji. W 1935 Heinrich Himmler założył związek Lebensborn e.V. Jego zadaniem było wspieranie rozrodczości rasy aryjskiej. Jednocześnie utrudniony został dostęp do środków antykoncepcyjnych. Niemieckim matkom hołdowano, co podkreślały liczne ceremonie. To stąd aż po dzień dzisiejszy w Niemczech większe znaczenie od Dnia Kobiet ma Dzień Matki, który w czasach hitlerowskiego reżimu był świętem narodowym. W tym czasie Polska cieszyła się jednym z najbardziej liberalnych ustawodawstw aborcyjnych w Europie dopuszczającym aborcję z powodu ścisłych wskazań medycznych oraz gdy ciąża zaistniała w wyniku gwałtu, kazirodztwa bądź współżycia z nieletnią poniżej lat 15 [Kodeks karny (Dz. U. z dnia 15 lipca 1932)]. Podczas II wojny światowej naziści dali w jednej sferze okupowanemu narodowi polskiemu totalną swobodę - Polki miały prawo dokonywania aborcji bez jakichkolwiek ograniczeń. Skąd taka wolność, sami się domyślacie. W Polsce Ludowej ustawa ta została na powrót nieco zaostrzona. Decydujące miały być w tej kwestii opinie lekarskie dotyczące zdrowia płodu oraz matki. Ustawa dopuszczała przerwanie ciąży przy podejrzeniu, że ciąża powstala w wyniku czynu zakazanego oraz ze względu na ciężką sytuację życiową matki. (Dz. U z 1956 Nr 12, poz.61). Podobną ustawę z małymi różnicami zaczęto wprowadzać w sowieckich strefach okupacyjnych NRD już w latach 1947/48, ale już we wrześniu 1950 uchwalono nową, jednolitą dla wszystkich landów w NRD ustawę „O ochronie matki i dziecka oraz prawach kobiety” w myśl której przywrócono praktycznie ustawę z czasów weimarskich w celu wspierania rozwoju liczebnego społeczeństwa NRD. U brata sąsiada sytuację kobiet zmieniły protesty społeczne 1968 roku. W 1970 w Niemczech Zachodnich toczyła się wielka debata nt. aborcji. Głośno występowano przeciw bronionemu przez kościoły chrześcijańskie par.218 konstytucji mówiącemu:
  1. Kto przerwie ciążę, zostanie ukarany karą pozbawienia wolności do trzech lat lub karą pieniężną.
  1. W przypadku szczególnie ciężkich przypadków kara pozbawienia wolności może zostać podniesiona z 6 m-cy do pięciu lat. Ze szczególnie ciężkim przypadkiem mamy do czynienia, gdy działania podjęto wbrew woli ciężarnej oraz gdy ciąża zagraża życiu i zdrowiu kobiety.
  2. Jeśli ciężarna dokona wspomnianego czynu, może zostać pozbawiona wolności do roku czasu.
  3. Próba jest karalna. Ciężarna nie zostanie ukarana z powodu próby.

    [tł. K.M.]
Kobiece organizacje żądały wykreślenia przytoczonego paragrafu. Obowiązuje on po dziś dzień... ale... w toku czasu, kiedy to uchwalano i uchylano jeszcze kilka ustaw, dopisano do niego § 218 a. wskazujący sytuacje, kiedy czyn ten przestaje być niezgodny z prawem. I tak ustęp 1 zezwala na dokonanie aborcji na żądanie kobiety, pod warunkiem, że podda się ona najpierw konsultacji psychologicznej. Po rozmowie z psychologiem kobieta dostaje przymusowy czas na zastanowienie. Minimalny czas jego trwania to trzy dni. Ideą tego paragrafu jest przeciwdziałanie nieprzemyślanej aborcji, która w przyszłości mogłaby także rzutować negatywnie na zdrowie psychiczne kobiety. Aborcję w tym przypadku można dokonać wciągu 12 tygodni od zapłodnienia.
Ustęp 2 zezwala na aborcję, gdy ciąża zagraża życiu bądź zdrowiu (także psychicznemu) kobiety. Choć nie ma tu jednoznacznej mowy o przypadkach błędnego rozwoju zarodka, to sformułowanie to obejmuje także tą kwestię. Pod uwagę brana jest także jej obecna oraz przyszła sytuacja życiowa. W tej sytuacji aborcji można dokonać przez cały okres trwania ciąży.
Ustęp 3 dopuszcza aborcję, gdy mamy przypadek ciąży będącej wynikiem aktu przestępczego. Aborcję w tym przypadku można dokonać wciągu 12 tygodni od zapłodnienia.
Koszty przerwania ciąży na podstawie wskazania lekarskiego lub kryminologicznego ponosi kasa chorych oraz na wniosek kobiety znajdującej się w ciężkiej sytuacji materialnej. Jako znajdujące się w ciężkiej sytuacji życiowej postrzegane są kobiety, których dochody na okres od 01.07.2015 do 30.06.2016 nie przekraczają 1075 EUR w miesiącu oraz które nie znajdują się w posiadaniu majątku, który mogłyby w krótkim czasie spieniężyć. Ponad to ustawodawstwo niemieckie stwierdza, że działania zapobiegające zapłodnieniu nie są traktowane jako aborcja. Oznacza to nie tylko wolny dostęp do środków antykoncepcyjnych w aptekach, ale i możliwe jest zgłoszenie się do szpitala po stosunku z prośbą o podanie pigułki „po”. Koszt ok. 100 EUR.

Obecna sytuacja aborcyjna w Niemczech to wynik długiej walki kobiet z politykami i środowiskami kościelnymi, która to zakończyła się w latach 90-tych XX w. To właśnie w jej wyniku kościoły chrześcijańskie w Niemczech utraciły swoją szczególną pozycję i przekształciły się w grupy lobbystyczne, jak to podsumował Thomas Grossbölting w swojej książce „Der verlorene Himmel: Glaube in Deutschland seit 1945.” S. 131„Politisierung und Pluralisierung”.

Tak to się kończy drodzy księża i fanatycy, gdy za mocno uchylicie rąbek kobiecej spódnicy... Religie ustanawiają pewien porządek moralny, ale gdy zamieniają się w reżim, to w którymś momencie uciśnieni mogą dokonać puczu i ustanowić swoją własną hierarchię wartości odwróconą o 180 stopni. Historia nie raz już to pokazała i na nowo udowadnia tę smutną prawdę w dzisiejszym świecie.