Naprawdę nie rozumiem na jakiej podstawie wspomniani na początku posta "eksperci" wydawali w wysłuchanych przeze mnie dysputach tak niepochlebne zdanie o (nie)pracowitości Polaków. Już w czasie moich studiów w Niemczech doszłam do wniosku, że załatwianie spraw urzędowych w Niemczech jest frustrujące, bo zazwyczaj wręcz niemożliwe. Godziny pracy wielu urzędów są absurdalne. I tak od kilku miesięcy wisi mi nad głową jedna sprawa, ponieważ do urzędu można pójść tylko w określone trzy dni w tygodniu w godzinach od 9:00-11:00. Przeżyłam też na własnej skórze sytuację, że przyjście o 10:50 również jest bezcelowe, ponieważ urzędnicy są zdania, że przez ostatnie 10 minut ich pracy i tak się niczego nie załatwi. Stąd zamykają biuro nieraz już co najmniej 15 minut wcześniej. Byłby ten urząd chociaż do 13:00 otwarty, to bym już dawno temat zamknęła, a tak bujam się z nim. Sprawa nie jest na szczęście strasznie pilna, ale zaczyna mnie już irytować. Znajoma Hiszpanka zmuszona załatwić pewne sprawy urzędowe w Niemczech, skwitowała: "Wiesz co Kasia, w Europie to my mamy opinię nierobów. A jak nazwać w takim razie w Niemców? Z kilkumiesięcznym dzieckiem jest to niemały problem dostać się na drugi koniec miasta do godziny ok. 10:30. Zanim je nakarmię, umyję, przebiorę, bo mi albo zwymiotuje, albo zrobi kupę, to już jest prawie 11:00. A co robią urzędnicy przez resztę dnia?"
Tak się składa, że mamy znajomą pracującą jako urzędniczka i nam opowiedziała, co z kolegami porabia przez resztę dnia: "Szczerze? To my się nie przepracowujemy. Oczywiście są okresy bardzo intensywnej pracy, kiedy upływa termin składania jakiś deklaracji itp., a poza tym to naszym głównym zajęciem jest zbieranie kasy dla kolegów na ich prezenty urodzinowe, a potem to świętowanie tych urodzin i tak w kółko. Dużo nas, więc co chwila znajdzie się powód do kawki z ciastem."
Ostatnio Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż widząc, jak od 1,5 m-ca nie mogę uzyskać zwykłej informacji w innym, niż wspomniany wyżej urzędzie, wpadł w szał i zaczął wrzeszczeć, że Niemcy bez swojego przemysłu samochodowego, to pewnie by na drzewach siedzieli i kijami w nie walili. Trochę przedramatyzował, ale czasami faktycznie sama się pytam, jakim sposobem kraj ten ma tak silną pozycję gospodarczą w świecie przy tak niskiej motywacji ludzi do pracy. Wspomniany urząd ma wprawdzie sensowniejsze godziny pracy (pracują nawet w soboty-wow!), co jednak wiele mi nie pomaga, bo aby cokolwiek w nim załatwić należy mieć umówione spotkanie. I o to się wszystko rozbija. Umieszczona w urzędzie kartka z numerami telefonów i emailami do poszczególnych działów zawierała niewłaściwe dane. Adres email był nieaktualny, o czym informowała mnie każda zwrotna wiadomość, telefonu nikt nie odbierał. Osobiście terminu wizyty ustalić nie można... Jestem uparta i w końcu dobiłam się do właściwego adresu email. Co z tego, jak na moje zapytanie nie dostaję odpowiedzi? Spróbowałam w końcu obdzwonić wszystkie pokoje, a nie tylko ten, w którym siedzi (podobno - bo może to po prostu jakiś fantom?) - facet odpowiadający za sprawy obywateli, których pierwsza litera nazwiska odpowiada mojej. Nic z tego. Nikt nie podniósł słuchawki. Zadzwoniłam w końcu na tzw. "Telefon Obywatelski", gdzie można dostać informację na różne tematy. Na moją informację, że od 2 tygodnii próbuję skontaktować się z jakimkolwiek pracownikiem danego urzędu pani odpowiedziała mi: "Są chorzy." "Wszyscy?!!" "Tak." No jakaś epidemia normalnie... Chciałabym zobaczyć w Polsce taki urząd, gdzie przez 2 tyg. wszyscy są chorzy...
Czy tylko tak źle jest w urzędach? Niestety nie. Na wolnym rynku sytuacja przedstawia się wprawdzie już nie tak tragicznie, ale dostatecznie często dość nieciekawie. W poście Niemieckie alternatywy 4 pisałam, że Niemcy cenią swój czas. Ma to swoje dobre i złe strony. Co mi się podoba, to wypracowany szacunek dla czasu i planów zleceniobiorcy. W Polsce ciągle momentami w chory sposób rozumiany jest zwrot "klient nasz pan". Ile to razy moja kosmetyczka wyżalała mi się, że jakaś klientka nie przyszła na umówioną wizytę, a ona mogła kogoś innego na ten termin wpisać. Jeszcze w gorszej sytuacji bywają budowlańcy, do których na krótko przed rozpoczęciem remontu dzwoni klient z informacją, że znalazł sobie kogoś innego. Kompletnie niepoważne zachowanie i niemożliwe w Niemczech. Po przekroczeniu pewnego terminu wszelkie rezygnacje z usługi są obarczone stosownymi kosztami. Gorzej za to wygląda sytuacja w drugą stronę. O wiele częściej niż w Polsce miałam sytuację, że umówiony fachowiec nie pojawił się, a gdy już taki przyjdzie... to bardzo pilnuje, żeby się nie przepracować (przypominam chociażby historię instalacji termy: Polen am Bau - historia pewnej termy) i by czasem nie przekroczyć o minutę swoich godzin pracy. Z przerażeniem obserwowałam malarza malującego naszą klatkę schodową. Jak mucha w smole obklejał przez tydzień poręcze itp., a potem już podczas samego malowania punkt o 16:00 odkładał na podłogę trzymany w ręce pędzel i szedł sobie. Byle nie zostać o minutę dłużej w pracy. Na klatce walały się pojemniki z farbą, nieumyte pędzle, nie przeszkadzało mu, że zostawia pomalowaną tylko w połowie poręcz (kwestia 2-3 min. i byłaby do półpiętra, czy piętra skończona). Za to bardzo pilnował, żeby podczas przerwy obiadowej przesiedzieć na schodach 45 min., nawet jak już nie miał nic do jedzenia, czy picia.
| Klatka schodowa w trakcie malowania. Aby było ciekawiej, to wspomnę, że przed malowaniem ścian wycyklinowano i polakierowano podłogę. Tyle w temacie sensownego planowania zadań. |
Mogłam i obserwować pracę Polaków, czy Ukraińców, którzy nieraz po 10 h na dzień pracowali i do tego jeszcze nie robili sobie wolne w soboty. Takie są przynajmniej moje doświadczenia zarówno z Polski, jak i z Niemiec.
W marcu byłam w Polsce. W Wielki Piątek musiałam odnieść zleconą mi pracę, a jednocześnie sama odbierałam z innej firmy rzecz, której wykonanie im zleciłam. W Niemczech nikt by nie kiwnął tego dnia palcem. Pracująca w Warszawie w międzynarodowej korporacji przyjaciółka od lat jest w pracy 03.05, bo jest to termin zamykania księgowości i nie ma "zmiłuj się", bo Dzień Konstytucji. W Niemczech pracodawca mógłby o takim pomyśle zapomnieć. Tutaj bardzo wiele gabinetów lekarskich, sklepów, firm zamyka się na tydzień przed, a czasem i na tydzień po feriach szkolnych, nawet jeśli owe ferie to tylko 2 dni... Nagle wszyscy zgłaszają aspiracje do życia według szkolnego kalendarza.
Będąc w środku niemieckiej rzeczywistości mam czasami wrażenie, że żyjemy w Polsce kompleksami, które nam jacyś idioci wmówili. Oczywiście nie jesteśmy idealnym narodem. Mamy swoje wady, odbicia, jak i inni. Kiedy jednak sobie pomyślę o samobiczowaniu naszego społeczeństwa, jakiego wysłuchiwałam nie raz w polskich mediach i gdy porównuję sobie to z wieloma programami, w tym wypadku głównie telewizyjnymi, u naszych zachodnich sąsiadów "Niemcy, jacy my jesteśmy cool.", to dochodzę do wniosku, że obydwa narody mają momentami dość skrzywiony obraz o sobie. Polacy żyją w wiecznym poczuciu, że muszą dogonić Zachód i tamtejsze standardy, a Niemcy wierzą, że te standardy mają, podczas gdy w moim odczuciu, nawet jeśli one kiedyś istniały, to przynajmniej w niektórych sferach życia i gałęziach gospodarki były, zdechły, rozłożyły się. Prawda, jak zwykle leży gdzieś po środku. Dobrobyt rozleniwia i im bardziej podniesie się standard życia w Polsce, tym więcej z tego "lenistwa" zaczniemy i my korzystać. Czy to coś złego? Życie jest jedno i nie dla pracy żyje człowiek, ale z drugiej strony, jak już się czegoś ktoś podejmuje, to powinien to moim zdaniem wykonać profesjonalnie, bez bumelowania.
Czy Polakom uda się zachować zasadę złotego środka? Czas pokaże. W moim osobistym odczuciu patrząc na całościowy obraz Niemców Zachodnich, bo oczywiście nie można generalizować i zapominać, że i wśród nich są ciężko pracujące jednostki, to się nie udało. Za to podobnie to dzisiejszej polskiej rzeczywistości wygląda za to sytuacja w byłych Niemczech Wschodnich z tą różnicą, że jak już ktoś naprawdę nie może lub nie chce znaleźć pracy, to dostaje na tyle dobry socjal, by sobie spokojnie żyć. Nie motywuje to do działania, wręcz przeciwnie.
Moim zdaniem w tym wątku jest nie prawda. Niemcy zawsze byli , są i będą mega pracowici.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za późną odpowiedź, ale lato to ciężki okres (przynajmniej dla mnie) do prowadzenia bloga. Dziękuję za zabranie głosu w dyskusji. Zwracam uwagę na ostatni akapit tekstu, w którym zaznaczam o możliwych różnicach w zależności od regionu. Ten post bazuje na moich doświadczeniach zbieranych w tej części Niemiec, w której ja wylądowałam. Oczywiście ktoś inny, być może w innej części Niemiec, zebrał odmienne doświadczenia. Nie zamierzam się upierać, że moje obserwacje to jedyna i niepodwarzalna prawda.
UsuńWg opowiadań znajomych Niemców pracują oni ciężko w Zagłębiu Ruhry - czyli w zagłębiu robotniczym w Niemczech. Nie miałam okazji widzieć ich "w akcji" i zawsze pozstaje kwestia, co kto rozumie pod pojęciem "ciężko", ale jestem skłonna uwierzyć, że ich rytm pracy diametralnie się różni od tego, z którym ja jestem od lat konfrontowana w środkowo-północnych Niemczech. Podobnie, jak w ostatnim akapicie wspomniałam, że jeśli już w byłych Niemczech Wschodnich ludzie nie siedzą na zasiłku, tylko pracują, to naprawdę niejednokrotnie harują.
Nie zmienia to jednak faktu, że ja mieszkam w regionie, gdzie po wspomnianej pracowitości Niemców niejednokrotnie mało co pozostało i wiem, że to niejedyny taki obszar u naszych zachodnich sąasiadów. Przyznaje to też Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż i nie bez znaczenia pozostają chyba również wypowiedzi Amerykanów stojących na czele konsorcjów naftowych, których jest sporo w obszarze między Celle, a Hamburgiem. Ci często twierdzą, że wolą zatrudniać ludzi z Europy Wschodniej, bo "Niemcy w porównaniu przy nich są niekompetentni i leniwi". Faktycznie w owych konsorcjach naftowych nieraz aś 2/3 pracowników stanowią ludzie z Polski, Czech, Słowacji, Węgier i to niekoniecznie ze względu na fakt, że są "tanią siłą roboczą", bo zarabiają naprawdę przyzwoicie. Po zestawieniu własnych doświadczeń z tego typu wypowiedziami dziwię się zatem powszechnej opinii o pracowitości Niemców, bo wydaje mi się niecałkowicie uzasadniona. Nie powiedziałabym, że pracowitość to ogólnonarodowa cecha Nimeców, a co najwyżej, że to cecha niektórych z nich w wybranych regionach kraju.