Są tacy ludzie, którzy po upadku wstaną,
otrzepią się i pójdą dalej, a do dentysty zgłaszają się tylko na czyszyczenie
zębów. Ja niestety do nich nie należę, a że dodatkowo jestem osobą dość
aktywną, to choć tego nienawidzę, w ostatecznym rachunku składam lekarzom
stosunkowo regularne wizyty:(
Ubezpieczenie zdrowotne to żywy temat
zarówno wśród obywateli danego kraju, jak i emigrantów, którzy muszą się dość
szybko zorientować w systemie, w którym wylądowali. W ciągu tych wszystkich lat
spędzonych w Niemczech miałam okazję poznać zarówno te niezwykle jasne, jak i
okrutnie ciemne strony tamtejszego systemu ubezpieczeń zdrowotnych.
Pierwszą różnicą w porównaniu z Polską
jest fakt, że w Niemczech istnieje kilka kas chorych. Jak wszystko ma to swoje
dobre i złe strony. Do dobrych zaliczyłabym możliwość wyboru. Złe to wypaczenia
w oferowanych usługach, jakie takie rozwarstwienie kas chorych wprowadziło.
Odpowiednikiem polskiego NFZ jest AOK.
Jeśli nie chcemy korzystać z usług AOK, to można się rozejrzeć za inną kasą
chorych. Moi znajomi bardzo chwalą sobie Technische Krankenkasse. Szczytem
marzeń jest ubezpieczenie prywatne. Tutaj do wyboru już jest cała masa kas
chorych. Co ciekawe, nie trzeba być pacjentem ubezpieczonym w 100% prywatnie.
Wystarczy ubezpieczenie w 50%, czy w 30%, a magiczne zaklęcie „pacjent
prywatny” otwiera przed nami wszystkie drzwi.
Nie jestem natomiast pewna, czy każdy ma możliwość ubezpieczenia się
prywatnie tylko w jakimś procencie, czy jest to możliwe tylko w określonych
zawodach.
Ja miałam okazję przetestować na własnej
skórze kasę AOK oraz ubezpieczenie prywatne.
Jeszcze jako studentka podlegałam w
Niemczech ubezpieczeniu w państwowej kasie chorych, czyli właśnie wspomnianej
AOK i narzekać nie mogłam. Co prawda skorzystałam w czasie mojego rocznego
stypendium tylko dwa razy z jej usług. Właściwie to trzy razy, jako że pierwsza
wizyta u dentysty skończyła się tym, że ratowanie pękniętego zęba skończyło się
jego złamaniem po trzech dniach i musiałam iść na poprawę partaczej roboty. Nie
dotyczy to jednak funkcjonowania AOK, tylko kwalifikacji tamtejszych lekarzy,
którym to poświęcej więcej uwagi w następnym poście.
10 lat po studiach serwis AOK niezwykle
się pogorszył. Kiedy jako studentka byłam pacjentką państwowej kasy chorych
obowiązywał system minimalnych dopłat do wizyt/wystawianych recept. Były to
kwoty rzędu 10 EUR. W międzyczasie je zniesiono i zastanawiam się, czy ma to
wpływ na obecny poziom świadczeń tej kasy. Za horendlanie wysokie składki ma
się dość marny dostęp do leczenia. Na wiele specjalistycznych badań pacjent AOK
nie uzyska skierowania. Jeśli nie opłaci ich prywatnie, to może wręcz o nich
zapomnieć. Gdy zaś już na jakieś specjalistyczne badanie uzyska skierowanie, to
często musi dość długo czekać na jego wykonanie. Teoretycznie rzecz z AOK ma
się podobnie jak w Polsce. Teoretycznie. Na to, że najlepiej nie być
ubezpieczonym w AOK wpływa fakt istnienia innych kas chorych. Mam wrażenie, że
bycie pacjentem każdej innej kasy gwarantuje lepsze usługi od tych oferowanych
przez AOK. Jednak największą szkodą dla pacjentów AOK jest ubezpieczenie
prywatne, czyli dokładnie to, jakie ja obecnie posiadam.
„Takich osób, jak Pani nie potrzebujemy.
Mamy dość swoich prywatnych pacjentów.” - te słowa usłyszałam na początku mojej
przeprowadzki do Niemiec, kiedy miałam jeszcze ubezpieczenie państwowe. Nie
tylko mi tak bezceremonialnie oznajmiono, że godnymi leczenia są tylko osoby z
prywatnym ubezpieczeniem. Znajoma z Brunszwika skarżyła się na podobny problem.
Miała skierowanie do neurologa. Szukała w sumie w trzech miastach przychodni,
która byłaby zainteresowana ją przyjąć. Podobne historie słyszałam jeszcze od
dwóch innych osób. Jedna z nich potrzebowała pilnie się zgłosić do ortopedy. Po
4 m-cach poszukiwań znalazł się wreszcie lekarz, który nie kręcił nosem, że
pacjent był z AOK. Ja w porównaniu miałam szczęście, jako że przyjął mnie
trzeci dentysta, do którego wówczas zadzwoniłam.
Kiedy po kilku miesiącach drugi raz
odesłano mnie z placówki, do której zgłosiłam się zgięta w pół z bólu, tylko
dlatego, że nie mieli ochoty na kontakty z AOK, Najcudowniejszy Pod Słońcem
Mąż, wówczas jeszcze narzeczony, wściekł się zarzucił pracownikom rasizm i
zgłosił sprawę do Izby Lekarskiej.
Dlaczego pacjent prywatny jest tak
pożądny? Ponieważ za niego lekarz dostaje stawkę 2,3, a za pacjenta z AOK tylko
1. Oznacza to, że jeśli przykładowo czyszczenie zębów kosztuje 50 EUR, to tyle
też lekarz dostanie za pacjenta z AOK, zaś za pacjenta prywatnego zainkasuje
115 EUR.
Oczywiście jest sporo osób ubezpieczonych
w AOK, które może tak niemiłych sytuacji nie doświadczyły. Faktem jest jednak,
że podział na pacjentów ubezpieczonych państwowo i prywatnie powoduje swoistego
selekcję, a co za tym idzie na tych „lepszych” i „lepciejszych” przynajmniej w
niektórych regionach Niemiec.
Kiedy Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż
walczył o mnie jak oszalały, próbując mnie przekonać do zamieszkania z nim w
Niemczech, zorganizował pewnego razu coś w rodzaju swoistego targu krów, na
którym to próbował siebie mnie sprzedać. Wyliczał wówczas wszystkie aspekty
związane z jego pracą, które miały ułatwić nam tam życie. Do wykonywania
właśnie takiego, a nie innego zawodu miał dążyć ze względu na mnie. Patrzyłam
wówczas na niego osłupiałymi oczami, bo tak po prawdzie nie rozumiałam, co do
mnie mówił. W końcu na życie z nim nie zdecydowałabym się tylko ze względu na
jakieś fajowe, cokolwiek to miało znaczyć, ubezpieczenie zdrowotne. Miałam swoje
w Polsce, na które ja osobiście nie narzekałam, no może czasem… Nie mając
przeglądu przez system ubezpieczeń zdrowotnych w Niemczech ciężko mi było
zrozumieć, o czym on w ogóle do mnie mówił. Po drugim przypadku nieprzyjęcia
mnie przez placówkę ze względu na formę mojego ubezpieczenia zaczęło mi świtać.
Dziś jako osoba ubezpieczona prywatnie, a
do tego nosząca niemieckie nazwisko jestem przyjmowana wszędzie z otwartymi
ramionami i uśmiechem od ucha do ucha. Ostatnio badanie kontrolne wykryło
jakiegoś klumpa. Należało sprawdzić, czy klump jest złośliwy, czy nie. Dwa dni
potem wykonano mi ciągu jednego dnia niezwykle specjalistyczne badania na
sprzęcie, które jak potem wyczytałam w Polsce mają tylko dwie placówki. To
kolejny atut w Niemczech. Sprzęt, o którym u nas szpitale nawet w dużych
miastach mogą niejednokrotnie tylko pomarzyć, stanowi standard wyposażenia
szpitali/klinik specjalistycznych nawet w miasteczkach z liczbą mieszkańców 50
000. Tylko co z tego, jeśli nie każdy ma taki łatwy dostęp do niego? Nie
omieszkano mnie bowiem poinformować, że pacjentów AOK tak łatwo na to badanie
nie biorą…
Podobnie lekarz wycinający
Najcudowniejszemu Pod Słońcem Mężowi zgrubienie, jakie mu się zrobiło na
plecach na koniec zabiegu stwierdził, że wyślą je jeszcze do analizy, czy dana
tkanka nie jest zmianą nowotworową, po czym dodał, że tej procedury nie stosują
w przypadku pacjenta z AOK. Jak to podsumował Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż:
„W myśl zasady, pacjent z AOK może jakby co zdechnąć, a prywatnego warto utrzymać
dłużej przy życiu, bo na nim się więcej zarobi.”. Dość okrutna ocena, ale
obawiam się, że pewna prawda się w niej kryje. Dlatego też mam mieszane uczucia
do podziału na ubezpieczenie państwowe i prywatne. Wszystko jest super, jeśli
ma się to drugie, ale ono jest niezwykle drogie i tylko ograniczona liczba osób
może sobie na nie pozwolić. Naszym szczęściem jest w tym momencie praca
Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża. Teraz wreszcie rozumiem, co próbował mi
kilka lat temu wytłumaczyć. Pracownikom w jego zawodzie ustawodawca stawia
wymóg posiadania ubezpieczenia prywatnego, ponieważ jednak zmuszanie obywateli
do tak wysokich wydatków jest niezgodne z prawem, to ustawodawca, czyli państwo
ponosi część narzuconych mu siłą kosztów. Do ubezpieczenia można włączyć rodzinę.
Składki są wówczas trochę inaczej naliczane, ale w ostatecznym rozrachunku są i
tak niższe niż ubezpieczenie w AOK. Kompletny paradoks: przy o wiele niższych
kosztach ubezpieczenia otrzymuję o wiele lepsze usługi.
Czym się jeszcze różni prywatne ubezpieczenie?
W przypadku pacjentów AOK rozliczenia odbywają się jak w Polsce. Po wizycie
lekarskiej rachunki za usługę wysyłane są bezpośrednio do kasy chorych.
Pacjenci prywatni dostają rachunki do domu. Należy je wpisać na specjalny
formularz i odesłać do kasy chorych. Ta sprawdza je i dopiero po zatwierdzeniu
przelewa pieniądze na konto pacjenta. Oznacza to nieraz, że czasami trzeba
najpierw z własnych środków opłacić rachunek, a pieniędze za niego otrzyma się
dopiero po jakimś czasie. Nieraz wynikają niemiłe niespodzianki, bo kasa
chorych stwierdza, że jakiejś pozycji nie zwróci. Nie jest ona uwzględniona w
ich tabelach itp. Dlatego planując droższy zabieg, warto wcześniej spytać kasę
chorych, czy pokryje jego koszty, ew. w jakim stopniu.
Moim zdaniem, rozwiązanie stosowane przy
rozliczeniach prywatnych pacjentów ma na celu wywołanie odpowiedniego efektu
psychologicznego. Będąc ubezpieczona chociażby w NFZ w Polsce nie zastanawiałam
się nigdy nad kosztami moich wizyt, tylko szłam bez wahania do lekarza, gdy
moim zdaniem taka potrzeba zaistniała. Teraz mimo że 99% kosztów leczenia moja
kasa chorych bezproblemowo mi zwraca, to jednak trzy razy się zastanowię, czy aby dana wizyta
jest naprawdę potrzebna.
Jaki morał z tego wpisu? Odpowiadając narzekającym na NFZ pacjentom polskich placówek, stwierdzam, że jakby spojrzeć na
codzienność z perspektywy polskiej i niemieckiej przychodni, to w
ostatecznym rozrachunku wielkiej różnicy nie ma. I tu, i tu trzeba
prywatnie zapłacić, żeby mieć w ogóle dostęp do pewnych świadczeń, czy
też przyspieszyć całą procedurę. Jedyne co, to zarówno w
przypadku ubezpieczenia prywatnego, jak i państwowego w Niemczech kasa chorych pokrywa
koszt znacznej części leków przepisanych na receptę. Ale jakby tak dokładnie przeanalizować wysokie składki, jakie tam obowiązują, kupuje je sobie właściwie sam pacjent. I tym optymistycznym
akcentem kończę dzisiejszy post. Następnym razem wprowadzę Was na oględziny do
niemieckiego gabinetu lekarskiego.
Trzymajcie się zdrowo!
Żeby chodzić po lekarzach to dopiero trzeba mieć końskie zdrowie :)
OdpowiedzUsuńZgadza się. Taka smutna prawda.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń